17 paź 2013

filc&sutki czyli A'la kopertówki

      Leżał i leżał... Już nawet nie pamiętam skąd się tu wziął, ale kiedy tylko otwierałam szafkę w salonie, patrzyłam na ten kawałek filcu i myślałam, że muszę coś z niego zrobić. No więc zrobiłam wczoraj dwie kopertówki (a dziś dorobiłam kolejne dwie i jest już taki komplet :) 

        Z jedną od razu poszłam wieczorem na koncert, a na FB nie wiem już ile koleżanek zadeklarowało, że też takie chcę :) To mega miłe, kiedy coś, co wyłazi Ci spod palców komuś się podoba. Ale chyba muszę zaliczyć jakiś kurs wyceniania swoich rzeczy i brania za nie kasy, bo kupując wszystkie materiały (niby pierdółki, ale jak je zbierze do kupy, to jedna swoje kosztują) słabo wyjdę na rozdawaniu wszystkiego... Moja Sis się ze mnie nabija. Ale póki co nie czuję, że te rzeczy są zrobione na tyle profesjonalnie, żeby je sprzedawać, więc to dla mnie niezręczne. Ale z drugiej strony, są wspomniane materiały i wiele godzin mojej pracy. Przyjemność wielka, ale mój czas i ból pleców od schylania się, chyba jednak też cenny... Bartek też się ze mnie śmieje, że chętnie bym jeździła na wszystkie charytatywne koncerty w tym kraju, włącznie z tymi, które charytatywne nie są. Bo gdy ktoś mnie pyta o stawkę za koncert, zaczynam przebierać nóżkami i rozglądać się dokąd mogę uciec. Ale na szczęście mam mężczyznę, który ogarnia stronę finansową znacznie lepiej niż ja, więc póki co mamy gdzie mieszkać :P Ps. Jest ktoś chętny do pomalowania ścian w salonie? ;) 

13 paź 2013

nie można mieć wszystkiego / spalona pizza

      Mój przecudowny, ukochany, szalejąco-przytulaśny dzieciopies, koleżanka notariuszka w dresie, ale za to z super elegancką, wypasioną nową Furlą i ja jako sprzątaczka, praczka i wycieraczka, latająca po naszym zapuszczonym 70-metrowym pałacu. Musiałam odreagować ostatnie podróże i koncerty etc. więc stresy wtarłam mopem w podłogę, zmęczenie uprałam wraz z pościelą w 60 stopniach, a głupie myśli poobcinałam nad trzecim "oczkiem" w storczykach, które przekwitły wszystkie naraz na oknie w sypialni. Obcięłam też jedno miejsce, w którym rodziły się już nowe pączki, więc zrombałam po całości. Ślepak ze mnie :( Ale mimo całej tej pracy jaką wykonałam w domu, nie nadszedł miły, upragniony niedzielny wieczór. Spaliłam pizzę, czekając na powrót męża z koncertu z Carlosem Johnsonem i męską częścią HooDoo dużo dłużej niż się spodziewałam. Wygląda jak podeszwa (pizza nie mąż ani Carlos), a twarda tak, że gdyby nią przywalić komuś w łeb, to guz murowany. I tak się zastanawiałam, czy nie zrobić zdjęcia temu dziadostwu i nie wrzucić go na FB. Moje koleżanki wciąż publikują takie piękne, smakowite zdjęcia super zdrowych, wyszukanych potraw, a to bezglutenowych, a to bezbiałkowych, na bazie jaglanki, z dodatkiem karobu czy syropu z agawy itd. Super jest ta moda na zdrowe odżywianie i sama w nią wpadam jak śliwka w kompot, bez oporu, za to z ogromną fascynacją. Ale i tak dziś stwierdzam, że to nie fair, że nikt nie wrzuca fotek spierdzielonego obiadu, tylko wszystko takie wspaniałe jest, jak z reklamy... A mi zawsze ślinka cieknie :P Na naszych osiach czasu czy na blogach wszystko jest takie wydizajnowane, jak to śpiewa L.U.C. o naszej ojczyźnie... I ja też w tym cholera biorę udział. Więc zamiast zniszczonej tym razem pizzy, pochwalę się fotką mojej pięknisi... Ona nie zdradzi, że 3 razy bezmyślnie przestawiałam timer w piekarniku.


Ps. Nowy odcinek "Przepisu na życie" wchłonięty, spacer w słońcu zaliczony, a 'HooDoo Unplugged' na drugim miejscu w bestsellerach w Empiku! To jednak dziś nie było tak źle...

9 paź 2013

Ostatni post na ten temat - tekst Wojciecha Mirka, managera HooDoo Band

"Temat słynnej "Rawskiej herbatki" przewinął się już przez ściany chyba wszystkich muzyków, których kiedykolwiek na Rawie widziałem. I chyba przyszła pora na mnie. Na tego menago, co to herbatki załatwić swojej gwiazdeczce nie potrafi.

Przyznaję się bez bicia- dałem ciała- mogłem faktycznie wysłać rider gościnny do Hansa. Sam jednak organizuję koncerty, może trochę mniejsze, jednak nawet gdy muzykom płacę z przysłowiowej bramki, bądź nic (co zawsze jest kwestią ustaleń na samym początku), gdy budżet na to po prostu nie pozwala, to zawsze staram się, by każdy poczuł się na scenie jednakowo (bez żadnych dodatkowych riderów gościnnych)- miał w garderobie wodę, ciepły kubek i jakąś michę. To są moi goście i to m.in. dla nich jest organizowana przeze mnie impreza. Żeby nie być gołosłownym podaję przykład- w trakcie organizowanego przez moją osobę dużego koncertu 3 potężnych gwiazd polskiej estrady, zaplanowany był występ laureata konkursu głosowania internetowego. I zespół ten również nie dostarczył mi riderów gościnnych. Jednak na miejscu czekała na nich osobna garderoba, z dostępem do cateringu dla wykonawców, można było jeść, pić i bawić się do woli. Bez żadnych opłat. I do głowy mi nie przyszło, że na takim festiwalu jak Rawa, postępuje się zupełnie inaczej.

Masakryczna większość osób, które udostępniały blog naszej Ali, mówiącej w tym momencie w imieniu wszystkich kapel potraktowanych w ten sposób na tym katowickim festiwalu, zrozumiały dokładnie to, co Ala chciała przekazać. Że problemem nie jest brak herbaty, czy kawy w garderobie, tylko sposób traktowania muzyków. To, kto jakie wartości wyniósł z domu, dotyczące przyjmowania gości, to jest sprawa tej osoby, nie negujemy, nie nasza sprawa. Komentarz Ali i wszystkich tych muzyków, którzy to udostępniali dotyczył sposobu prezentacji muzyków polskich. Traktowania ich jako muzyków drugiej kategorii, na zasadzie- tu macie chopy scene, tu zegarek, czas start, 20 minut i tam są drzwi. Skoro festiwal jest dotowany z publicznej kasy, to pal licho honoraria (chociaż przy takim wsparciu jakie Rawa otrzymała, spodziewać się można było innego zachowania), ale chociaż pochwalmy się muzykom i dziennikarzom zagranicznym, tym jak nasi twórcy potrafią grać. Dla przykładu, jak na menago, co to herbatki nie potrafi załatwić przystało, udało mi się zakontraktować występ HooDoo Band jako supportu przed Johnem Mayallem w Dolinie Charlotty. Zagraliśmy pełnowymiarowy koncert, publiczność szalała, sprzedaliśmy kilkadziesiąt płyt. Przez cały koncert z boku sceny stał John Mayall i tańczył, bawił się jak by miał 20 lat nie 80. Już w trakcie występu podchodził i pytał czy mamy płyty, bo musi ją mieć. To samo było dzień później na koncercie Carlosa Santany i Kruka- tam faktycznie promuje się polskich twórców przy okazji występu największych gwiazd światowej muzyki. I tu jest pies pogrzebany, to jest klu całej wypowiedzi Ali. Nie herbata i lustro, której się uczepili organizatorzy Rawy, tylko sposób traktowania polskich muzyków. I to samo pisze Jasiu Gałach z Karoliną Cygonek. Tu niestety nie macie Państwo argumentu, tego nie spiszecie w umowach, riderach i oświadczeniach. Wysyłacie teraz pełne żalu oświadczenia, do dziennikarzy, że dopiero skandal wywołany przez gwiazdeczkę skłonił ich do pisania o Rawie. Spójrzcie na to z innej strony- o Festiwalu Legend Rocka też pisały wszystkie media, jednak przekaz był zupełnie inny. Zarówno polski, jak i zagraniczny muzyk, czuł się na miejscu tak dobrze, że zachowania były takie a nie inne. Więc się da. Trzeba tylko odrobinę dobrej woli.

Kto nic nie robi, ten się nie myli, wszyscy uczymy się na błędach i dla mnie również jest to nauczka- nie ważne jak doświadczona i wielka impreza jest przed nami, na wszelki wypadek wysyłajmy wszystkie ridery jakie mamy napisane i dopiszmy jeszcze kilka. Dla świętego spokoju. Natomiast Państwa w imieniu wszystkich osób popierających nasze stanowisko proszę o uwzględnienie tych wszystkich uwag, które się pojawiły, by przy organizacji kolejnych edycji Rawy każdy muzyk czuł, że jest tam muzykiem, a nie popychadłem. I wtedy faktycznie, wszystkie media będą pisały o tym, jak na Rawie jest świetnie. Bo z pewnością świetnie może być. Nawet bez słynnych już riderów gościnnych, co więcej redaktorzy Twojego Bluesa podkreślali, że na organizowanej przez nich Gali Blues Top, bez riderów da się muzyków ugościć.

Tą wypowiedzią zamykam temat Rawy Blues z mojej strony i strony zespołu HooDoo Band, którego jestem przedstawicielem.
Pozdrawiam wszystkich, bez wyjątku. Jeśli kogokolwiek ten tekst uraził, z góry przepraszam, nie miałem takiego zamiaru. Jednocześnie przyłączam się do przeprosin Ali skierowanych wczoraj do redaktorów Kwartalnika Twój Blues.

Wojciech Mirek
HooDoo Band"

Oświadczenie Karoliny Cygonek i Jana Gałacha

        Pozwolę sobie opublikować treść oświadczenia, jakie zamieścili na temat Rawy inni muzycy, którzy tam w tym roku wystąpili - Karolina Cygonek i Jan Gałach. 

"Z przykrością obserwujemy to, co dzieje się wokół wpisu Ali Janosz.To, że kiedyś wygrała Idola nie ma nic wspólnego z tym, co napisała apropos Rawy Blues na swoim blogu. Każdy ma prawo do własnej opinii, obrażanie jej jest nie na miejscu.W tym, co pisze Alicja, nie chodzi o kawę, czy lusterko tylko o wzajemny szacunek.Było dla mnie jasne, że mamy zapewniony nocleg na całym festiwalu. Przeoczyłem fakt, że dotyczyło to tylko nocy przed festiwalem - nieporozumienie zostało wyjaśnione.
Czym innym była natomiast nasza próba dźwięku, która trwała całe 25 minut z rozłożeniem i złożeniem całego sprzętu ... Efekty próby można było usłyszeć w trakcie naszego występu, podczas którego nagłośnienie było fatalne i to nie tylko moja opinia. Nasz koncert miał trwać 20 minut (z rozłożeniem i złożeniem sprzętu), a wskutek problemów technicznych- zepsuty wzmacniacz gitarowy - trwał zaledwie 12 minut. Wymianę wzmacniacza uznano za część naszego występu. Nie usłyszeliśmy nawet słowa "przepraszam" ...
Uważamy, że zarówno Hoo Doo Band, jak i nasz zespół nie zasługują na takie traktowanie.
Sądząc po długości koncertów zagranicznych gości, uważamy, że nasze 12 minut, to lekka przesada!
My podchodzimy z szacunkiem do naszej pracy i zawsze staramy się wywiązać z naszych zobowiązań i tego samego oczekiwaliśmy od organizatorów Rawy Blues. Czy to za wiele?
Jest mi zwyczajnie przykro, że takie traktowanie spotyka mnie i moich kolegów w moim rodzinnym mieście.
Mamy nadzieję, że skończy się wzajemne obrażanie i rozpoczniemy wspólne granie.

Pamiętajcie muzyka to Rock 'n' Roll i ch ..."


8 paź 2013

Sprostowanie czy też doprecyzowanie.


         W związku z oświadczeniem jaki przedstawiła redakcja kwartalnika "Twój Blues" pragnę poinformować całą redakcję oraz redaktora naczelnego, Pana Andrzeja Matysika, iż treść mojego bloga odnosiła się w dużej mierze do zdarzenia jakie zaistniało na Festiwalu Rawa Blues. 

        Pragnę zaznaczyć, że nigdy negatywnie nie oceniałam treści artykułów odnoszących się do zespołu HooDoo Band czy jego członków. Wyróżnienia jakie do tej pory zdobyliśmy są dla nas wszystkich bardzo ważne. Doskonale także pamiętamy jak przyjęto nas na Gali Top Blues. Mogliśmy się poczuć wyjątkowo, a organizacja była na najwyższym poziomie. 
        Jednakże zwracam uwagę na fakt, iż to Państwa kwartalnik, jako jedyny ogólnopolski magazyn bluesowy na rynku ma wpływ na opinie m.in. i naszych odbiorców. Proszę wybaczyć, ale jako wykonawcy wkładający całe swoje serce i energię wraz z kolegami z zespołu, w przypadku opisanego występu w Dolinie Charlotty oczekiwaliśmy obszerniejszego komentarza, tym bardziej, że z Państwa zdaniem bardzo się liczymy. Czytelnik niebędący na festiwalu buduje swoją opinię w oparciu o Państwa artykuły, więc mieliśmy prawo nie zgodzić się z pośpiesznym podsumowaniem tak ważnego dla nas koncertu. W tym miejscu wszystkich, których uraził mój komentarz oraz wyrażone w nim nadmierne emocje, w tym Pana Andrzeja Matysika serdecznie przepraszam. 


6 paź 2013

Jak festiwal Rawa Blues 'wspiera' polską scenę muzyczną.

       Zaliczyliśmy z HooDoo dwudniowy super maraton. Przedwczoraj zagraliśmy koncert w jednym z moich ulubionych klubów w Polsce - w krakowskim Milestonie i było cudownie. Dołączył do nas szef wydawnictwa Dalmafon, ze świeżutko wydanymi płytami 'HooDoo Unplugged', więc mieliśmy wielki powód do radości. Weekend zapowiadał się świetnie. Cieszyliśmy się całym zespołem, że premiera naszego albumu zbiega się z festiwalem Rawa Blues, że możemy zagrać przed trzykrotnym laureatem Grammy Awarads - Kebem Mo' oraz usłyszeć i zobaczyć na żywo takie gwiazdy jak zespół Otisa Taylora, J. Ulmera czy odkrycie tego roku -zespół 'Heritage Blus Orchersta', którego wokalistka mnie totalnie oczarowała. Ale odkąd dotarliśmy do Spodka było nam coraz mniej wesoło... 

Przekonaliśmy się na własnej skórze jak podczas największego zamkniętego festiwalu bluesowego na świecie, traktowane są polskie zespoły. Zawsze staram się każdą sytuację zobaczyć z jak najszerszej perspektywy, nie oceniać pochopnie i nie krytykować głośno. Ale dziś odstąpię od tej reguły, bo uważam, że to skandal i godzenie się na coś takiego jest po prostu słabe, a słabeuszem nie jestem. Przytoczę więc kilka faktów dotyczących występów polskich zespołów na festiwalu Rawa Blues.

Ja wiem, że sam występ dla tak dużej publiczności na tak prestiżowym festiwalu to coś wspaniałego dla kapel takich jak nasza. Dzięki występom mamy szansę zdobyć nowych fanów i sprzedać trochę płyt - co tym bardziej w chwili wydania naszego albumu jest dla nas istotne. Ale jak długo mamy dokładać do tego biznesu? Przy ogromnym dofinansowaniu z Miasta Katowice oraz przy bardzo dobrej sprzedaży biletów, które kosztują od 80zł do 359zł można by choć symbolicznie zapłacić polskim wykonawcom, albo przynajmniej nie zaniżać stawki za marny zwroty kosztów podróży. 
Już trzy lata temu, kiedy po raz pierwszy wystąpiliśmy podczas Rawy, wydawało mi się, że zapłaciliśmy tzw. frycowe i liczyłam na to, że tym razem będziemy traktowani jak ludzie. Ale niestety w zimnej garderobie nie było nawet herbaty czy kawy, o posiłku dla muzyków (który chyba jest już standardem wszędzie, gdzie artyści przyjeżdżają z daleka) czy lustrze, w które warto by było zajrzeć przed wyjściem na scenę już nie wspomnę. Co prawda w korytarzu między garderobami i korytarzami wokół sceny catering był, ale dla nas oczywiście płatny. Wierzcie mi, że nie należę do skąpców, ale takie małe gesty świadczą o szacunku dla muzyków, którzy wiele godzin spędzają w podróży, aby dotrzeć do miejsc w których grają i wydaje mi się to po prostu czymś ludzkim. 

Nie rozumiem też w ogóle idei zapraszania polskich zespołów, skoro są traktowane po macoszemu i wpuszcza się je na scenę jedynie na 3 piosenki. Dlaczego polskie zespoły nie mogą zagrać chociaż po 40 min? Reklamy w Polsacie trwają dłużej niż nasz wczorajszy występ. Miło by też było, gdyby organizator pozostawił dla siebie opinię, że tutejsze kapele są przerywnikami i że wszystkie są beznadziejne. Tym bardziej, że Pan Irek Dudek sam jest polskim muzykiem, a na stronie festiwalu czytam, że w latach 80-tych Rawa Blues odgrywała kluczową rolę we wspieraniu polskiej sceny bluesowej. Niestety dziś ani trochę tego nie robi, traktując tutejszych wykonawców jak zapchajdziury czy zło konieczne. Można powiedzieć, że jeśli nie chcieliśmy to trzeba było nie jechać. Ale wiem, że na nasze miejsce znalazłoby się 100 innych zespołów, które chciałyby się pokazać na takiej scenie. A to daje organizatorowi przewagę i przywilej traktowania nas właśnie w taki sposób, bez jakiegokolwiek szacunku. A gdzie my się mamy pokazywać? Skoro media są totalnie popowe, a my jesteśmy niszowi? No gdzie jeśli właśnie nie na festiwalach mamy docierać do ludzi, kochających dobre, okołobluesowe granie? Nie mamy chyba wielkiego wyboru... 

Mieliśmy wielkie szczęście, że tuż przed koncertami zaprzyjaźniona ekipa nagłośnieniowa pozwoliła nam sprawdzić mikrofony i nagłośnienie, bo ze względu na koncert dzień wcześniej nie mieliśmy możliwości dotarcia na próbę. Za to nasi koledzy z drugiego końca Polski, przyjechali dzień wcześniej po to, aby zrobić zaledwie 15-minutową próbę dźwięku. W dniu festiwalu o godz. 11:00 wyproszono ich z hotelu, więc na swój 15-minutowy występ czekali w busie zaparkowanym pod Spodkiem. Po występie nie mogli liczyć ani na nocleg, ani na zaproszenie na Jam Session, które odbyło się jedynie dla organizatora i gwiazd, przy czym termin ten odnosi się tylko i wyłącznie do zagranicznych wykonawców, co dyrektor festiwalu jasno wyjaśnił naszemu koledze. 

Jaki z tego wniosek? Polski zespół przy okazji wielkiego festiwalu na śląsku nie ma szans ani na godziwe traktowanie, ani nawet na wspólne granie z artystami których podziwia (co wydaje mi się, że byłoby dla nas prawdziwą rekompensatą, bo szansa zagrania z najlepszymi z najlepszych to coś, co każdy muzyk doceni i zapamięta bardziej niż wszystko inne) tylko ma wsiadać do busa i jechać 580km do domu. Na szczęście są jeszcze inne festiwale niż Rawa. Na przykład Festiwal Legend Rocka w Dolinie Charlotty, gdzie udało nam się wystąpić i gdzie zostaliśmy potraktowani tak jak powinno się traktować muzyków - w przemiłej atmosferze zagraliśmy praktycznie pełnowymiarowy koncert, a takich organizatorów i zaplecza życzymy wszystkim muzykom na całym świecie! Tylko tu pojawia się kolejne pytanie, a w zasadzie kolejna wątpliwość - czy jeśli zagramy na innych festiwalach, to czy z jedynego polskiego kwartalnika bluesowego (a w zasadzie prospektu reklamowego jednej z agencji koncertowych) się o tym dowiecie, że tak byliśmy, że koncert był wspaniały, a publiczność bawiła się świetnie? Czy może autor napisze w jednym zdaniu, że zespół był na początku zestresowany, ale się rozkręcił - co w przypadku opisu występu HooDoo przed Johnem Mayallem jest zdecydowanie zbyt ubogim opisem. My jako zespół już na zawsze zapamiętamy niesamowite przyjęcie nas przez publiczność, owacje na stojąco i ilość sprzedanych płyt po koncercie. Obecna na naszych występach publiczność też chyba zapamiętała nas lepiej... To nieskromne, ale HooDoo to naprawdę wyjątkowy, dobry zespół. Nie bez powodu dostaliśmy tytuł Najlepszego Zespołu Bluesowego w kraju czy Odkrycia Roku przez fanów bluesa, a nasz gitarzysta dwa lata z rzędu wybierany jest przez publiczność Gitarzystą Roku. Więc co jeszcze musimy zrobić, aby ważne persony światka bluesowego zobaczyły to co bez problemu dostrzega i ceni sobie publiczność... 

Mam wrażenie, że Niemen żył w lepszych czasach niż my żyjemy, bo tych ludzi dobrej woli, którzy potrafią być bezinteresowni i obiektywni jest coraz mniej i mniej... 

Na osłodzenie goryczy pięknie wydany koncert :) Polecam z całego serca!!! 


Wydawnictwo można kupić w cenie 40zł (DVD+CD) + koszt wysyłki. Zamówienia u naszego managera wojtek@hoodooband.pl