Święta, Święta i po Świętach zaraz dorwało mnie choróbsko... Dopiero co pomyślałam, że już bardzo dawno nie byłam chora i przypałętało się przeziębienie. W zasadzie na własne żądanie, bo przez Święta biegałam w sukieneczkach i szpileczkach. Ale dziś nie zdejmuję szlafroka i nie wyściubiam nosa z domu, a domowe medykamenty w składzie: napar z imbiru i miodu, syrop z cebuli, rosół ( w wykonaniu męża), szałwia do płukania gardła i inhalacje z soli fizjologicznej wkroczyły do akcji. Jeśli mój mąż wysłany z Molką na misję znalezienia mleczy wróci z 200 sztukami, to zrobię jeszcze miód z mniszka lekarskiego, który podobno działa cuda. Nie wiem, czy już nie za późno na mlecze... Będziemy najwyżej czekać aż znów zakwitną, ponoć w sierpniu :) Od lat stosuje go moja koleżanka, która zawsze leczy nim córki i unika dzięki temu antybiotyków. Dziś natomiast natknęłam się na jeszcze fajniejszy przepis (bo bez cukru, ale z ksylitolem, którego my też używamy) u mojej ulubionej Smakoteriapii. Moja koleżanka Beata, dodatkowo przykazała wysypać wszystkie uzbierane kwiaty na białe prześcieradło, tak, żeby wszystkie robaczki z nich powyłaziły. Więc jeśli będziecie się za to zabierać, to to chyba cenna rada... :)
Zrobiłam ostatnio dwa obicia na taborety ze zpaghetti na szydełku. Świetna zabawa, a efekty bardzo cieszą :) Taborety znalazłam na naszej Wrocławskiej giełdzie staroci (po 25zł jeden), a sznurki kupiłam w jednym ze sklepów z materiałami do szydełkowania i robienia na drutach. Jak macie ochotę podejrzeć, to właśnie moje "dzieła" wrzuciłam do zakładki "my handmade". U nas szary taboret zajął już zaszczytne miejsce przy wejściu do domu, obok białej szafki na buty, a musztardowy w sypialni, między szafą a lustrem. Teraz mam misję znalezienia krzesła (do mojej prostej, białej toaletki) w klimacie lat 50-tych/60-tych, które postaram się ładnie obić i odrestaurować (o ile takie znajdę na starociach), bo marzy mi się właśnie coś takiego, co przełamie biel naszej sypialni, w której poza beżowym łóżkiem i małymi karniszami lampek nocnych oraz narzutą na łóżko (okrywającą białą pościel :P), a teraz jeszcze drewniano-materiałowym taboretem, wszystko, włącznie ze ścianą z cegieł jest białe. A nie! Przepraszam! Na parapecie (choć w białych a'la koronkowych doniczkach z Ikei) mam 6 storczyków, z których tylko jeden jest biały. I to w fioletowe cętki :)
A! Taka jeszcze u nas m.in. zmiana (a jest ich całkiem sporo ostatnio), że zdecydowaliśmy się jednak posiadać telewizję. W takie dni jak ten, kiedy jestem chora i nie mogę się nigdzie ruszyć, a nie mam sił, żeby skupić się na czymkolwiek, denerwuje mnie już oglądanie starych filmików na stronie DDTVN. Chcę być na bieżąco. Pewnie będę tego żałować, jak poczuję ile reklam i debilizmów zalewających nas z tego pudła (choć współczesne telewizory nie mają już z pudłem nic wspólnego), ale pokusiliśmy się dziś o zamówienie kogoś do ogarnięcia tematu. To będzie ewidentnie nowy rozdział życia w naszym domu :P
Zrobiłam ostatnio dwa obicia na taborety ze zpaghetti na szydełku. Świetna zabawa, a efekty bardzo cieszą :) Taborety znalazłam na naszej Wrocławskiej giełdzie staroci (po 25zł jeden), a sznurki kupiłam w jednym ze sklepów z materiałami do szydełkowania i robienia na drutach. Jak macie ochotę podejrzeć, to właśnie moje "dzieła" wrzuciłam do zakładki "my handmade". U nas szary taboret zajął już zaszczytne miejsce przy wejściu do domu, obok białej szafki na buty, a musztardowy w sypialni, między szafą a lustrem. Teraz mam misję znalezienia krzesła (do mojej prostej, białej toaletki) w klimacie lat 50-tych/60-tych, które postaram się ładnie obić i odrestaurować (o ile takie znajdę na starociach), bo marzy mi się właśnie coś takiego, co przełamie biel naszej sypialni, w której poza beżowym łóżkiem i małymi karniszami lampek nocnych oraz narzutą na łóżko (okrywającą białą pościel :P), a teraz jeszcze drewniano-materiałowym taboretem, wszystko, włącznie ze ścianą z cegieł jest białe. A nie! Przepraszam! Na parapecie (choć w białych a'la koronkowych doniczkach z Ikei) mam 6 storczyków, z których tylko jeden jest biały. I to w fioletowe cętki :)
A! Taka jeszcze u nas m.in. zmiana (a jest ich całkiem sporo ostatnio), że zdecydowaliśmy się jednak posiadać telewizję. W takie dni jak ten, kiedy jestem chora i nie mogę się nigdzie ruszyć, a nie mam sił, żeby skupić się na czymkolwiek, denerwuje mnie już oglądanie starych filmików na stronie DDTVN. Chcę być na bieżąco. Pewnie będę tego żałować, jak poczuję ile reklam i debilizmów zalewających nas z tego pudła (choć współczesne telewizory nie mają już z pudłem nic wspólnego), ale pokusiliśmy się dziś o zamówienie kogoś do ogarnięcia tematu. To będzie ewidentnie nowy rozdział życia w naszym domu :P