I tak jest chyba ze wszystkim, bo im głębiej wchodzisz w dane zagadnienie, tym bardziej dostrzegasz jego złożoność, a zarazem uzmysławiasz sobie swoją małość... Czyli najlepiej być mentalną blondynką. Wtedy niczym się nie przejmujesz... ;) Ale do rzeczy.
Myślę, że ciąża... Ba! Że rodzicielstwo to najwyższy lewel skomplikowania ze wszystkich możliwych. Gdy tylko zobaczyłam dwie krechy na teście, zaczęłam szukać i czytać i szukać i znowu czytać, bo myślałam, że jak się dowiem chociaż w teorii większości tego co powinnam wiedzieć, to będę spokojniejsza... I tak się kształcąc poprzez czytanie książek i blogów tematycznych oraz artykułów, a także chodząc do szkoły rodzenia, około szóstego miesiąca ciąży poczułam się maleńka, bezbronna i zdezorientowana jak Prosiaczek z "Kubusia Puchatka". Bo tego wszystkiego jest za dużo... Weryfikując przez ostatnie tygodnie wyczytane informacje z doświadczeniami młodych mam, które znam, już dziś mam przekonanie, że jakaś połowa z tych wszystkich "potrzebnych rzeczy", które koniecznie trzeba mieć gdy bobas się urodzi, to pic na wodę fotomontaż (jak to się mawiało za czasów mojej podstawówki). Na szczęście od początku miała postanowienie, że nie czytam nic o chorobach. Znam jednak dziewczyny, które z racji swoich studiów, a dziś już wykonywanego zawodu, miały przez cały okres ciąży w głowie wszystkie możliwe choroby, które przypisywały swoim jeszcze nienarodzony wówczas dzieciom. Mówiąc kolokwialnie - za dużo wiedziały i przez to się niepotrzebnie stresowały.
Machina konsumpcjonizmu w kategorii "dziecko" to baaardzo poważny zawodnik... Buszując po stronach z akcesoriami dla ciężarówek i dla dzieci, można łatwo wpaść najpierw w osłupienie, że istnieje tak wiele przeróżnych urządzeń o dziwacznym zastosowaniu (a czasami jeszcze dziwaczniejszych nazwach), o których nie miało się bladego pojęcia, że istnieją, a następnie w paranoję, bo nie wiadomo co jest nam rzeczywiście potrzebne. No a jak można czegoś odmówić własnemu dziecku? Sobie można, ale własnemu dziecku? Ototo... Producenci i marketingowcy doskonale o tym wiedzą. Ponoć najbardziej kasowym, zaraz za rynkiem pornograficznym, jest właśnie rynek dziecięcy (i tak jak w życiu, nie jest to przypadkowa kolejność ;)).
Ot, taka szybka refleksja ciężAlki po północy...
Ps. Zgaga wróciła. Franca. Ponoć najlepsze migdały albo mleko. Mama dawała mi jeszcze sałatę, ale jedząc same liście czułam się jak królik (bynajmniej nie playboy'a). Ostatnio chlałam w środku nocy mleczko do kawy, skondensowane, które pamiętam jeszcze z imprez domowych u moich dziadków. Babcia nalewała mi trochę takiego mleka do szklanej literatki i sączyłam je jakby to był jakiś boski napar. Uwielbiałam jego smak. To był taki rarytas dla mnie w tamtych czasach, bo moi rodzice nigdy go nie kupowali. Teraz sama kupuję je do kawy (to jedno z moich nielicznych "przestępstw" żywieniowych). Ale dziś mam turbo moc zwalczania zgagi pt. mleko migdałowe. To moja nowa broń z podwójną siła :) A masz Ty paląca zołzo!
Myślę, że ciąża... Ba! Że rodzicielstwo to najwyższy lewel skomplikowania ze wszystkich możliwych. Gdy tylko zobaczyłam dwie krechy na teście, zaczęłam szukać i czytać i szukać i znowu czytać, bo myślałam, że jak się dowiem chociaż w teorii większości tego co powinnam wiedzieć, to będę spokojniejsza... I tak się kształcąc poprzez czytanie książek i blogów tematycznych oraz artykułów, a także chodząc do szkoły rodzenia, około szóstego miesiąca ciąży poczułam się maleńka, bezbronna i zdezorientowana jak Prosiaczek z "Kubusia Puchatka". Bo tego wszystkiego jest za dużo... Weryfikując przez ostatnie tygodnie wyczytane informacje z doświadczeniami młodych mam, które znam, już dziś mam przekonanie, że jakaś połowa z tych wszystkich "potrzebnych rzeczy", które koniecznie trzeba mieć gdy bobas się urodzi, to pic na wodę fotomontaż (jak to się mawiało za czasów mojej podstawówki). Na szczęście od początku miała postanowienie, że nie czytam nic o chorobach. Znam jednak dziewczyny, które z racji swoich studiów, a dziś już wykonywanego zawodu, miały przez cały okres ciąży w głowie wszystkie możliwe choroby, które przypisywały swoim jeszcze nienarodzony wówczas dzieciom. Mówiąc kolokwialnie - za dużo wiedziały i przez to się niepotrzebnie stresowały.
Machina konsumpcjonizmu w kategorii "dziecko" to baaardzo poważny zawodnik... Buszując po stronach z akcesoriami dla ciężarówek i dla dzieci, można łatwo wpaść najpierw w osłupienie, że istnieje tak wiele przeróżnych urządzeń o dziwacznym zastosowaniu (a czasami jeszcze dziwaczniejszych nazwach), o których nie miało się bladego pojęcia, że istnieją, a następnie w paranoję, bo nie wiadomo co jest nam rzeczywiście potrzebne. No a jak można czegoś odmówić własnemu dziecku? Sobie można, ale własnemu dziecku? Ototo... Producenci i marketingowcy doskonale o tym wiedzą. Ponoć najbardziej kasowym, zaraz za rynkiem pornograficznym, jest właśnie rynek dziecięcy (i tak jak w życiu, nie jest to przypadkowa kolejność ;)).
Ot, taka szybka refleksja ciężAlki po północy...
Ps. Zgaga wróciła. Franca. Ponoć najlepsze migdały albo mleko. Mama dawała mi jeszcze sałatę, ale jedząc same liście czułam się jak królik (bynajmniej nie playboy'a). Ostatnio chlałam w środku nocy mleczko do kawy, skondensowane, które pamiętam jeszcze z imprez domowych u moich dziadków. Babcia nalewała mi trochę takiego mleka do szklanej literatki i sączyłam je jakby to był jakiś boski napar. Uwielbiałam jego smak. To był taki rarytas dla mnie w tamtych czasach, bo moi rodzice nigdy go nie kupowali. Teraz sama kupuję je do kawy (to jedno z moich nielicznych "przestępstw" żywieniowych). Ale dziś mam turbo moc zwalczania zgagi pt. mleko migdałowe. To moja nowa broń z podwójną siła :) A masz Ty paląca zołzo!