Znowu jestem "Ostatnią Stroną MADAME", więc ponownie polecam Wam sięgnąć po ten pięknie wydany magazyn dla kobiet, którym się chce... :) Nowym numer porusza temat hipokryzji, a wygląda tak:
Są w życiu momenty stagnacji, gdy bezpiecznej, w miarę przewidywalnej, wygodnej bardziej lub mniej rzeczywistości sobie po prostu trwamy. Są też takie, gdy czujemy, że wszystko się kotłuje i ustanawia na nowo. W tej chwili tego doświadczam. Znajomy grunt staje się niepewny i nieprzewidywalny. Część odpowiedzialności za takie odczuwanie przypisuję hormonom - w końcu po 22 miesiącach karmienia Tymka piersią, zakończyliśmy naszą drogę mleczną. Moje ciało jest jeszcze zdezorientowane, a i mózg obrywa. Ale cieszę się, że Tymek prędko pogodził się z zakończeniem swojej drogi mlecznej, a ja wytrwałam z nim i przy nim, tuląc go, tłumacząc i rozładowując jego emocje, jak tylko potrafiłam. Jestem dumna, że go w tym "odstawianiu od piersi" nie porzuciłam. Bałam się tego jak cholera, ale moje dziecko znów okazało się być mądrzejsze niż matka....
Przez prawie dwa lata czułam się częścią tajemnego kręgu, jaki tworzą kobiety karmiące piersią.... (tu następuje zamknięcie laptopa.... i ponowne otworzenie go kilka dni później). Nagle wypadłam z niego, wlatując prosto do jakiegoś kotła, w którym warzą się skrajne emocje obcych mi ludzi. Nie wiem jak to się dzieje, że od kilku dni bardziej niż kiedykolwiek, atakuje mnie zewsząd zła energia. Na poczcie niczego nie udaje się załatwić, a Pani z okienka zabija mnie wzrokiem. W przychodni też problemy z komunikacją, a ktoś inny patrzy na mnie jak na kosmitę. Na spacerze z Tymkiem jakiś młody kierowca wariat omal nas nie rozjeżdża itd. Za dużo tego na raz! Czuję w środku ucisk i niezgodę na to, żeby tę niechęć, nieufność i nienawiść przechwytywać i żywić swoimi nerwami. Wiem, że gdy skupiam się na jakiejś negatywnej sprawie, przyciągam kolejne złe wydarzenia i emocje. Widocznie tak działa kosmos. Ale niech to się już skończy, bo wystarczy jeszcze moment, a znienawidzę ludzi i ucieknę w dzicz... Zresztą sercem i myślami wciąż jestem jeszcze w Górach Sowich, gdzie spędziłam ostatnio weekend z moją przyjaciółką. Cudownie tam... Las skrywający tajemnicze góry, jezioro, delikatny wiatr na skórze i ta cisza... Najpiękniejsza i najprawdziwsza pełnia. Ommm...
Są w życiu momenty stagnacji, gdy bezpiecznej, w miarę przewidywalnej, wygodnej bardziej lub mniej rzeczywistości sobie po prostu trwamy. Są też takie, gdy czujemy, że wszystko się kotłuje i ustanawia na nowo. W tej chwili tego doświadczam. Znajomy grunt staje się niepewny i nieprzewidywalny. Część odpowiedzialności za takie odczuwanie przypisuję hormonom - w końcu po 22 miesiącach karmienia Tymka piersią, zakończyliśmy naszą drogę mleczną. Moje ciało jest jeszcze zdezorientowane, a i mózg obrywa. Ale cieszę się, że Tymek prędko pogodził się z zakończeniem swojej drogi mlecznej, a ja wytrwałam z nim i przy nim, tuląc go, tłumacząc i rozładowując jego emocje, jak tylko potrafiłam. Jestem dumna, że go w tym "odstawianiu od piersi" nie porzuciłam. Bałam się tego jak cholera, ale moje dziecko znów okazało się być mądrzejsze niż matka....
Przez prawie dwa lata czułam się częścią tajemnego kręgu, jaki tworzą kobiety karmiące piersią.... (tu następuje zamknięcie laptopa.... i ponowne otworzenie go kilka dni później). Nagle wypadłam z niego, wlatując prosto do jakiegoś kotła, w którym warzą się skrajne emocje obcych mi ludzi. Nie wiem jak to się dzieje, że od kilku dni bardziej niż kiedykolwiek, atakuje mnie zewsząd zła energia. Na poczcie niczego nie udaje się załatwić, a Pani z okienka zabija mnie wzrokiem. W przychodni też problemy z komunikacją, a ktoś inny patrzy na mnie jak na kosmitę. Na spacerze z Tymkiem jakiś młody kierowca wariat omal nas nie rozjeżdża itd. Za dużo tego na raz! Czuję w środku ucisk i niezgodę na to, żeby tę niechęć, nieufność i nienawiść przechwytywać i żywić swoimi nerwami. Wiem, że gdy skupiam się na jakiejś negatywnej sprawie, przyciągam kolejne złe wydarzenia i emocje. Widocznie tak działa kosmos. Ale niech to się już skończy, bo wystarczy jeszcze moment, a znienawidzę ludzi i ucieknę w dzicz... Zresztą sercem i myślami wciąż jestem jeszcze w Górach Sowich, gdzie spędziłam ostatnio weekend z moją przyjaciółką. Cudownie tam... Las skrywający tajemnicze góry, jezioro, delikatny wiatr na skórze i ta cisza... Najpiękniejsza i najprawdziwsza pełnia. Ommm...
Ohh Kobitko, przesyłam dużo pozytywnej energii...i wyrzuć z siebie, te samospełniające się przepowiednie :P wspaniały, zdrowy sunek, kochający mąż i Ty spełniająca się mama i artystka! Carpe diem! Niech moc będzie z Tobą :)
OdpowiedzUsuńKiedy kolejny singiel z płyty? :)
OdpowiedzUsuńAch jak Ty pięknie i mądrze piszesz.Lubię bardzo czytać Twoje posty,bo są pełne przemyśleń,refleksji i pozytywnej energii.Mimo tego ,że w tym wpisie masz wątpliwości egzystencjonalne podążasz w stronę dobra/trochę to patetycznie zabrzmiało/o.K
OdpowiedzUsuńTwoje pozytywne emocje biorä górę.To w Tobie lubię.Chciałabym abyś była tu częściej,ale wiem, że masz wiele obowiązków oraz ten najfajniejszy i najbardziej cudowny w postaci Tymka.Pozdrawiam całą rodzinkę.Noneczka
dobrze napisane..pamiętam Cię z idola...nigdy nie pomyślałabym, że będę mogła do Ciebie bezpośrednio napisać...jesteś młodsza ode mnie...ciut...i odkryłam Cię na nowo gdzieś w tv, potem wpisałam kiedyś z nudów Twoje imię i nazwisko do sieci...okazało się, że masz bloga, instagram....i syna...ciut starszego od mojego...zaczęłam Cię śledzić...podpatrywać co u Ciebie...fajnie..a Ty nawet o tym nie wiesz hahaha....BTW podoba mi się to pierwsze zdanie pod okładką madame, że są w życiu momenty stagnacji, gdy .....pozdrawiam
OdpowiedzUsuń