30 sie 2012

piosenka - darmowe narzędzie promocji?


Niech restauratorzy za darmo serwują obiady, a może dzięki temu ludzie zaczną kupować u nich desery i napoje?  Albo niech fryzjerzy za darmo nas strzygą, a może kiedyś pozwolimy im wymodelować lub pofarbować nam włosy? Przecież to też byłaby inwestycja w jakimś celu. Twórca „Straty Kazika” twierdzi, że muzycy zarabiają z koncertów, więc piosenki powinni udostępniać za darmo. Wydaje mi się, że to jednak o krok za daleko i nie tędy droga.
Nie sądzę, że traktowanie nagrań jako narzędzia promocji, a nie wartości samej w sobie miałoby być właściwym rozwiązaniem. Skoro to efekt naszej pracy, powinniśmy mieć możliwość zarabiania na tym pieniędzy, które przypuszczam, że w wielu przypadkach pozwoliłyby realizować nagrania kolejnych utworów. Bo skąd mamy mieć na to pieniądze? Z koncertów (poza topowymi składami), które wcale nie mają się proporcjonalnie do ilości odtworzeń czy pobrań utworów z internetu, muzycy dają radę żyć i spłacać kredyty. Sponsorzy nie kwapią się, aby inwestować w muzykę (około 80% sponsoringu w Polsce koncentruje się na sporcie), a żeby wygrać w lotto, by móc swobodnie do końca życia grać jazz i nie przejmować się niczym, trzeba mieć wyjątkowego farta.
Tak jak pisze moja koleżanka Kraksa Pl, w komentarzu pod artykułem do którego się odnoszę: http://natemat.pl/28953,tworca-straty-kazika-dosc-szantazu-moralnego-w-przemysle-muzycznym-piractwo-to-zdrowa-kultura - nagranie muzyki na dobrym poziomie w porządnym studiu, a później zmiksowanie i mastering materiału wymaga sporych nakładów finansowych. Wszystkim znanym mi muzykom zależy na tym, by jakość ich dzieł była jak najlepsza i aby nie korzystać jedynie z gotowych sampli, ale tworzyć z żywym człowiekiem, który w swój jedyny i wyjątkowy sposób wydobywa dźwięki z instrumentu. To nadaje piosenkom indywidualnego charakteru i wyjątkowego klimatu, a żeby to zrealizować, trzeba nagrywać w dobrym studiu i na zawodowym sprzęcie. Nie wspominając już o wydatkach na wieloletnie kształcenie i kupno instrumentów.
Nie wiem jakie jest najlepsze rozwiązanie, aby realnie wyeliminować piractwo i aby twórcy mieli cokolwiek z tego, że ich piosenki mają swoich odbiorców. Dosyć sensownie brzmi „abonament” wpleciony w koszt posiadania internetu i wypłacanie z niego honorariów dla twórców, których muzyka jest pobierana z sieci (oczywiście wg ilości pobrań). YouTube wprowadził przecież konta dla artystów, na których można uruchomić reklamy przy swoich teledyskach, dzięki czemu artyści zarabiają na ilości odtwarzanych nagrań, a wraz z nimi reklam. Jestem pewna, że ktoś łebski już dawno znalazł dobry pomysł, jak to rozwiązać tak, aby był wilk syty i owca cała.
Nie mam wątpliwości co do tego, że musimy nadążać za zmieniającą się rzeczywistością, ale totalne zakwalifikowanie utworów jako darmowych narzędzi promocji artysty, to w moim skromnym odczuciu jednak przesada…

2 komentarze:

  1. Witaj:) przeczytalam Twojego bloga calego i stwierdzam ze masz dusze artysty :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam jednym tchem. Niestety złych nawyków u ludzi nie da się wyeliminować. Po trosze to jak walka z wiatrakami. Bardzo cenie sobie własna kolekcję płyt, które posiadam - BARDZO, ale narzędzia internetowe pozwalają mi zapoznać się z muzyką zanim kupie płytę. Kiedyś chodziłam do salonów muzycznych i przesłuchiwałam muzykę zanim ja kupiłam, to ceniłam przy nieznanym mi dotąd twórcy. Dziś korzystam ze stron artystów, ale również z kanału YT - dzięki niemu mogę przez przypadek odkryć dźwięki, którymi aktualnie potrzebuję się utulić i wyszukać płytę by nabyć ja w oryginale - mimo, że niejednokrotnie mam świadomość korzystania z pirackiego źródła utworu to jednak w mojej "dobrej intencji" jest to rzecz "zapoznawcza"
    Troszkę jakby znajomy puścił mi kawałek i "namówił" tym samym do kupienia całości ;)
    Wiem, że ten temat jest trudny, że przy skali kosztów, zysków i strat i "pazerności" wydawnictw fonograficznych (za której szerokimi plecami stoi okrojona PROMOCJA) to trudne. To troszkę jak balansowanie na linie i uczciwie przyznam, że gdybym była na Waszym (Muzyków) miejscu czułabym się troszkę jak w "złotej klatce"
    Ale problemów PATOWYCH w otaczającym nas świecie jest tyle, każdy z nich dotyka inna grupę ludzi. Mogłabym godzinami, miesiącami wypisywać epopeje na temat nieuczciwości wydawnictw książkowych, ministerstw, problemów edukacji i wychowania... Setki, setki i wtedy zawsze mam w uszach piosenkę W.Młynarskiego "róbmy swoje" Ona jak nic mnie rozbawia, odpina i uspokaja ;)))

    OdpowiedzUsuń