ART

NAJWAŻNIEJSZE DLA MNIE ODKRYCIA PŁYTOWE W 2016


Kolega, prowadzący portal jazzsoul.pl, poprosił mnie, żebym pokrótce napisała o trzech płytach, jakie w 2016 roku wywarły na mnie największe wrażenie. Jeśli nie mieliście z nimi styczności, to gorąco Wam je polecam.


       Najważniejszą dla mnie płytą, jaka ukazała się w 2016 roku spośród jest płyta Davida Crosby’eago „Lighthouse“. I wiedziałam to od pierwszego jej wysłuchania, a każde kolejne to potwierdzało. Dużo pięknej gitary akustycznej i wspaniale brzmiących chórów, z których przecież Crosby zasłynął, współtworząc CSN&Y. Przepiękne, poruszające melodie, wspaniałe kompozycje. Po prostu. Gdzieś tam trąbka, jazzujący saksofon czy syntezator. I opowieści, które wciągają i przejmują. To muzyka autentyczna, organiczna, choć nie moja, to moja.





        Albumem, na który czekałam z niecierpliwością jest nowy krążek Beady Belle, zatytułowany „On My Own“. Współpraca wokalistki z muzykami jazzowymi zaowocowała ciekawym połączeniem rozbudowanych, soulowych linii wokalnych, charakterystycznych dla Beade Belle. Taka była wizja producenta, Wesseltoft’a. Osobiście, mam na tej płycie kilka swoich ulubionych piosenek, na czele z tytułowym utworem, ale wciąż moimi ulubionymi albumami Beady Belle pozostają „Closer“ i „Belveder“. Miałam kilka miesięcy temu wielką przyjemność usłyszeć Beady Belle na żywo, podczas Letniej Akademii Jazzu i muszę powiedzieć, że był to przyjemnie kameralny, bardzo ujmujący koncert. Beady jest dla mnie wirtuozem śpiewu, z niezwykłym wysmakowaniem…





        Ostatnia płyta, o której chcę napisać, to zupełnie inna bajka. Krążek Aurory „All My Demons Greeting Me As A Friend”. To dla mnie czarodziejka, z elficką wrażliwością i zdolnością widzenia i odczuwania świata. Choć elektronika to nie to, za czym biegnę w muzyce, to Aurora mnie kupiła. Pierwszą pieśnią, którą usłyszałam, a która wyniosła mnie na odległe, zaśnieżone zbocza gór, była piosenka Run Away. Poszłam za ciosem, a piosenki takie jak Half The World Away czy Warrior weszły do katalogu ulubionych. Ale Aurorę polecam śledzić na YouTube, gdzie sporo nagrań typu live. Jej ekspresja jest tak urocza i tak wspaniale uzupełnia dźwięki, że dla mnie to lepsze niż niejeden teledysk, pomijając aspekt grania na żywo, które dla mnie zawsze wygrywa.




ANITA LIPNICKA & BEADY BELLE

         Nieprzewidywalność - to słowo, które opisuje wszystko, co się ostatnio dzieje....

         Jakieś 2,5 roku temu byłam na koncercie artystki, która jest dla mnie od zawsze wyjątkowa. Obok Edyty Bartosiewicz, to właśnie Anita Lipnicka jest dla mnie guru jeśli chodzi o naszą scenę muzyczną. Bo to nie tylko świetna wokalistka, ale przede wszystkim wspaniała poetka (tekściarka byłoby pojęciem zbyt banalnym w kontekście Anity) i kompozytorka, która w pięknym stylu, z wrażliwością i subtelnością, których jej zazdroszczę, opowiada poruszające historie i dzieli się swoimi cennymi refleksjami. Wiem jak wielu fanów pamięta jej stare przeboje. Ja też je pamiętam i kocham. Ale jeszcze cenniejsze jest dla mnie to, co tworzy dziś. I to jest genialne, że Anita rozwija się jako artystka w taki sposób, że wciąż chcę za nią podążać jako fanka. Nie płynie w morzu komercji, ale konsekwentnie tworzy piękne piosenki, produkując je w niebanalny i stylowy sposób. Jej płyta sprzed 3 tal zatytułowana "Vena Amoris" to krążek światowy i ponadczasowy. Dla mnie prawdziwy do szpiku kości, który nieraz przeorał mi duszę i wdarł się w krwioobieg tak jak lubię. Boli mnie, że niespecjalnie zauważony przez massmedia dotarł jedynie do "szperaczy". Choć to w sumie bez znaczenia. Wartości Anity i jej piosenek nie trzeba potwierdzać niczym. Ma swoją widownię, a ja jestem przekonana, że wielu starych fanów, powróci do niej podczas jesiennej, przekrojowej trasy koncertowej :)

         Pochwalę się nieskromnie, że spotkał mnie ogromny zaszczyt i podczas "Magicznego Zakończenia Wakacji z telewizją Polsat i RMF FM" wraz z Patrycją Łaciną-Miarką zaśpiewałyśmy Anicie chórki. Nasi mężowie grają w zespole Anity, więc zrobił się rodzinny wykon ;) Ale tak nam dobrze w tym gronie, że... trudno, świetnie (wtajemniczeni wiedzą o co chodzi :)) W każdym razie, dawno nie śpiewałam dla tak dużej publiczności, a uczucie, że jestem częścią czegoś tak pięknego i wartościowego, ogromnie mnie uskrzydliło i uradowało :) Jestem za to ogromnie wdzięczna.
     



Tu nowy singiel Anity "Ptasiek"



         A a'propos pięknych koncertów, kilka dni temu byliśmy z Bartkiem i przyjaciółmi na Beady Belle, którą też szalenie uwielbiam! Posłuchajcie jeśli jej jeszcze nie znacie, bo to dla mnie geniusz wokalny... Kocham!!! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz