27 kwi 2015

trochę abstrakcyjny wpis

     Zapomniany aparat wpadł mi w ręce i całe szczęście... Tak się przykleiliśmy do tych srajfonów, albo one do nas, że zastępują nam komputery, aparaty, telewizory, radia... No i super, ale spokojnie... Mamy w telefonach mnóstwo pięknych zdjęć - co działa na plus to to, że ten tel. zawsze jest pod ręką. Ale jakość i głębia fotografii wykonywanych aparatem... Nie do przecenienia. To inna bajka! Na co dzień nie zwracałam na to uwagi, ale gdy kilka dni temu zaczęłam pstrykać Tymkowi zdjęcia aparatem, to postanowiłam już go trzymać koło łóżka (aparat, nie Tymka - choć tego też "trzymam" w pobliżu :)).
Nie wrzucę tu póki co zdjęć naszego dziecia. Bo choć wierzcie mi, że baaaardzo bym chciała pochwalić Ci się drogi czytelniku/droga czytelniczko jaki cud świata codziennie trzymam w ramionach i jak wygląda ten mój największy życiowy sukces, to racjonalna część mnie mówi NIE. Ale jak sobie wyobrazicie najpiękniejsze i najkochańsze dziecko świata... tak! To on ;P Mój Tymon! :)

     A'propos wyobraźni. Zastanawialiśmy się wczoraj z Bartkiem, jaki jeszcze talent show pojawi się w TV. Nie często spędzamy wieczory przed (chciałam napisać pudłem - bo tak pieszczotliwie nazywa tv moja mama, ale zerkam kątem oka i widzę, że to bynajmniej nie przypomina już pudła) telewizorem. Ale gdy skaczemy po kanałach (zapping czy zypping to się zwie?) to przeżywamy to jak stonka wykopki. Wczoraj odkryliśmy np. show w którym gwiazdy szkolą swoje psy :) Piękna inicjatywa, bo wspiera adopcję zwierzaków i uwrażliwia na nie. Ale sam fakt - gwiazda szkoli psa - wydał mi się dość zabawny pod postacią telewizyjnego show. Kolejne odkrycie - Splash? Gwiazdy skaczące do wody. Coś mi się o uszy obiło, że będzie taki program, ale uwierzcie mi, byłam przekonana, że to jest jakiś żart! Byłam w szoku!!! Wielki szacun dla osób, które się tego podejmują, ale sam pomysł na program... szalony :) Przypomniał mi się teraz taki japoński tetris. Widzieliście kiedyś? Obstawiam, że to może być kolejny tytuł w jesiennej ramówce którejś ze stacji ;)



      Ewentualnie obstawiam, że gwiazdy będą gotować jednocześnie tańcząc i śpiewając, albo naśladując znanych kucharzy... hm? :P Albo jeszcze lepiej! Gwiazdy będę czegoś uczyć swoje dzieci lub partnerów o czym nie mają bladego pojęcia. O! A ten program o gotujących dzieciakach, który mnie wprawia w kompleksy? Australijski Master Cheff dziecięcy o ile dobrze pamiętam. Totalny czad! :) Fajne by było przy takim programie to, że można by było uczyć przy okazji dzieciaki zdrowego odżīwiania. To by było coś... A wracając z kosmosu, u nas już od miesiąca kosztowanie różnych pokarmów stałych (Tymek. Bartek i ja już je chwilę jemy ;)). I chętnie się z Wami podzielę moim odkryciem WSPANIAŁEGO bloga z przepisami dla dzieci www.alaantkoweblw.pl. Generlanie zaczynamy z BLW w miarę możliwości i umiejętności. Ale sama gotuję małemu wszystko i póki co wciana bardzo chętnie :) Choć podstawą u nas wciąż jest moje mleko, to przygoda z jedzeniem rozpoczęta i cieszę się, że nam wszystkim sprawia nam frajdę. Prawie taką samą jak to, gdy mama i tata grają na gitarach, a Tymek śpiewa :) To dopiero czad!


24 kwi 2015

Muzycznie - pedagogicznie...

     Kilka dni temu pierwszy raz od niepamiętnych czasów sama pojechałam samochodem do Opola. Przypomniałam sobie jaką jazda autem w trasie daje frajdę. Poczucie wolności i kontroli nad samochodem - całkiem miłe. Pewnie psychologowie by to wyjaśnili brakiem poczucia pewności czy zaspokojenia jakiejś potrzeby w dzieciństwie ;) W Opolu brałam tam udział jako special guest w Małej Akademii Piosenki, organizowanej dla przedszkolaków przez Muzeum Piosenki Polskiej. Dzieci, które po moim występie i pogadance o muzyce tulą się do mnie - co za czad! Dorośli zazwyczaj dopiero gdy są na bani tracą hamulce i potrafią okazać radość i wdzięczność w taki sposób. Ale może to i lepiej, bo jednak grupka maluchów, a banda pijaków, gwarantują całkowicie inne doznania w kwestii przytulania ;) Wolę tych mniejszych ludzi... zdecydowanie :P









fot. Sławomir Mielnik


     Przy okazji zacieśniam więź z moją gitarą, a na dowód tego, za tydzień będę grać i śpiewać podczas Bicia Rekordu Guinnessa we Wrocławiu. Zapraszam Was serdecznie, jeśli jeszcze nie macie sprecyzowanych planów na majówkę. Będzie tłoczno, ale w grupie siła ;)

    Cieszę się, bo mam teraz więcej pracy i kontaktów z ludźmi, którzy mówią ;) Mamy wiedzą o co chodzi... Zaangażowałam się w pewną akcję społeczną, więc w zasadzie trochę PR'owego myślenia mi się wkrada do życia. Jednak studia nie idą na marne... A co do mamusiek, to trafiłam tydz. temu do Klubu Mamuśki. Też Wam tu fotorelację zdam, a co :)




 fot. Klub Mamuśki

     Tutaj nie było grania, ale do śpiewania acapella mnie Mamuśki namówiły :) To było co prawda trochę na wariackich papierach spotkanie, bo wpadłam na nie prosto z próby, a tuż po nim gnałam na występ (graliśmy akustycznie dla jednej firmy). Ale utwierdziłam się w przekonaniu, że my, kobiety,  bardzo potrzebujemy siebie nawzajem. Dobrze, że mam cudne sąsiadki, które same mają maluchy, więc godzinami ze sobą rozmawiamy podczas spacerów, a tym pogoda ostatnio bardzo sprzyja. I ja żyję! I chce mi się działać! Nawet ogródek odgruzowaliśmy już z Bartkiem. Dobrze jest :) Przysięgam, poprawię się też z częstotliwością pisania bloga. Wstyd mi... Ale czasu nie ma! Żyję w realu! Nie online... :) 
     Miłego dnia czytelniczko/q :)