14 lis 2012

koncerty z Carlosem i bez / uczymy się gotować

Od przedwczoraj do pojutrza zadomawiamy się na całego. Nadrabiamy PSAcery z Molką po naszych polnych drogach, zakupy w osiedlowym (świetnie zaopatrzonym) sklepiku, sprzątanie i gotowanie, przy czym to drugie nabiera barw. W związku z tym, że zaczęliśmy zwracać większą uwagę na to co jemy, zmieniają się też potrawy, jakie przygotowujemy z Bartkiem. I tak oto wczoraj jako deser w naszym domu zadebiutowała kasza jaglana, którą zmieszałam z bananem, prażonym słonecznikiem i miodem, do smaku posypując kardamonem. Pewnie dobrze wiecie, jak zdrowe są kasze (bogate w białko, żelazo itd.), ale newsem dla mnie np. jest to, że nie tylko dobrze wpływają na jelita, ale także odśluzowują organizm, więc w czasie jesiennych przeziębień i problemów z zatokami, wskazane jest jedzenie ich. Przy czym jaglanka jest szczególnie dobra :) Znalazłam wczoraj w sieci wiele fajnych przepisów, przy czym bardzo spodobała mi się dopiero co odnaleziona strona Eko Mamy - Reni Jusis, którą od razu poleciłam mojej siostrze, bo są tam fajne przepisy na dania dla dzieciaczków. Dzisiaj już czeka na porę obiadową krem z marchwii z imbirem etc. a zaraz się zabieram za naleśniki po meksykańsku z mąki żytniej... jami, zaczynam się robić głodna.. Jestem raczej niezłym leserem w kuchni, bo muszę mieć wenę, żeby coś przyrządzić (a weny niestety nie mam codziennie), ale czasami coś mi się uda wyczarować, a ostatnio coraz częściej :) Brzuch Bartka chyba z tego powodu szczęśliwy, a i podniebienie nie ma co narzekać :P Przy okazji moje sąsiadki są zmuszane czasem próbować np. w środku nocy kremu z kukurydzy i kurry, albo sernika (z sera miksowanego blenderem! :P)

Przez ostatnie dni nic nie pisałam, bo nie miałam kiedy. Gościliśmy w Polsce na mini trasie koncertowej naszego przyjaciela, bluesmana z Chicago - Carlosa Johnsona.


 






Carlos od lat przylatuje do Polski na koncerty, a od około 4 lat odpowiada za to głownie Bartek. Ponieważ w chwili przylotu Carlosa do Wrocławia, Barti był w trasie z JJ Bandem, ja pojechałam odebrać Carlosa z lotniska. Wieczorem zaliczyliśmy jam session w 'Nietocie', a następnego dnia zagraliśmy koncert w Imparcie (zdjęcia są z tego właśnie koncertu, zrobione przez Agatę Władyczkę).
Dzień później pojechaliśmy na koncert do Białegostoku, a kolejnego poranka, już o godz. 7 znów byliśmy w busie i jechaliśmy do Wro. Carlosa zostawiliśmy w Koninie, gdzie zagrał gościnnie na koncercie Bartka Mirki podczas festiwalu bluesowego, a my tylko uściskaliśmy Molcię, która była w czasie naszej niobecności u Teściów i pojechaliśmy do Wałbrzycha, gdzie Barti też grał. Następnego dnia, mieliśmy wolne... 3h, podczas których zwiedziliśmy Zamek w Książu. I tu czas na dygresję :) Jest to zamek, który bardzo długo należał do Książąt Pszczyńskich, a ponieważ pochodzę z Pszczyny, wydawało mi się wręcz obowiązkiem, aby odwiedzić to miejsce. Za każdym razem, gdy przejeżdżaliśmy obok Książa, obiecywałam sobie, że niedługo tam pojedziemy. W końcu nadarzyła się okazja i muszę przyznać, że czułam się jak na wycieczce szkolnej, ale tym razem bardziej cieszyłam się z samego zwiedzania i odkrywania przestrzeni, w których niegdyś żyła Księżna Daisy, niż z tego, że nie ma lekcji ;)
Ciekawostką było dla mnie odkrycie tego, w jaki sposób Daisy poznała się z Coco Chanel. A mianowicie, Daisy była spokrewniona z Winstonem Churchilem, który to przyjaźnił się z Mademoiselle Chanel. Gdy czytałam biografię Chanel byłam zaskoczona pojawieniem się Daisy w jej życiu. Natura Inspektora Gadżeta została zaspokojona. W każdym razie, po zwiedzaniu pognaliśmy na kolejny koncert w którym Bartek brał udział - 'Zrozumieć Polskę 39/89' LUC'a. Znakomite, niezwykle istotne wydarzenie muzyczne i wizualne. Myślę, że każdy młody człowiek powinien to zobaczyć i usłyszeć.

Ps. Kupiłam Molly kurtkę! W TK Maxx'ie. Uśmialiśmy się jak cholera przy tym z Barkiem. Mieliśmy dylemat, czy wybrać czarną, czy brązową. Bartek zadecydował, że czarna ma bardziej kobiecy krój i dla Molki jest idealna. Kilka godz. później rozmawiałam z moją siostrą i okazało się, że Ona kupiła swojemu Jackowi Russellowi tę brązową, którą ja chciałam. Czy gust też jest elementem DNA? :)


6 komentarzy:

  1. hej ty to masz zycie w biegu hehe to tu to tam fajnie tak:) apropo pieska to ja mojej fionie tez chcialam kupic ubranko ,
    a co do zamku w Pszczynie to bylam kilka lat temu naprawde warto :) pieknie tam jest ,tez musieliscie te worko buty ubierac? pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Pszczynie papcie do ślizgania są obowiązkowe! A jak! :) W Książu nie było i ufff, bo miałam buty na koturnie, więc pewnie gleba nie jedna byłaby zaliczona.. o ile w ogóle dała bym radę założyć te kapcie na buty :)

      Usuń
  2. Ala kiedy Ty odpoczywasz ? życie na walizkach pełną gębą......
    Proszę umieść gdzieś fotę Molly w kurtce...plisss....
    Ps. nie wiedziałam o Daisy i Coco....rewelacja.....uwielbiam takie newsy!!!!! pozdrawiam Cie cieplutko :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć Kasiu! Ok, fotkę Molly masz obiecaną! :) Choć po wczorajszym wieczornym spacerze w kurtce zaczęłam się zastanawiać, czy nie jest jednak troszkę za luźna na nią...

      Usuń
  3. Fajny Blog : P Obserwujemy ? http://kladia12-klaudunia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszam WSZYSTKICH na konkurs: juliabloger.blogspot.com <--- szansa na zdobycie obserwatorów!!! Najlepsze blogi będę polecała pod 6 notkami!!! CZEKAM :) :)!!!

    OdpowiedzUsuń