9 lis 2015

by conversy nie wrosły mi w skórę...

    Nadszedł moment, kiedy się wystraszyłam, że dres i brudne conversy wrosną mi w skórę i że kiedyś wyskoczę z okna (Całe szczęście mieszkamy na parterze... ;)) 
Wiele razy pisałam o tym, że pomiędzy godzinami zabaw i przytulanek, długich spacerów, gotowaniem i sprzątaniem itd., my, młode matki wariatki, musimy mieć chwile dla siebie samych. Momenty wolności od jakiejkolwiek odpowiedzialności i czas na samorealizację. To nic odkrywczego i niby nic trudnego. Ale do cholery, dla mnie to wcale nie takie łatwe... Jak się jest mamą, jak mówi o mnie moja przyjaciółka, na 150%, trzeba się nauczyć odpuszczać i skupiać na sobie... Tylko że trzeba jeszcze pójść o krok dalej... 

    Wiele kobiet nie wraca do swojej pracy po urlopie macierzyńskim. Sporo z nas zakłada kobiece biznesy, często związane z dziećmi, wokół których zaczął kręcić się nasz cały świat. Bo macierzyństwo bardzo wiele zmienia. Przed wszystkim nas same... Jeśli o mnie chodzi, to zaczęłam w pewnej chwili widzieć siebie jako 150cm marności i cień swojej byłej niedoszłej kariery, która się już nigdy nie rozwinie, skoro moją nadrzędną misją życiową, jest teraz wychowywanie Tymulka. Wiem, że to brak snu i niemoc, która ogarnia czasem każdego śmiertelnika, a zwłaszcza ambitne, głodne odkrywania świata ekstrawertyczki. Ale ja też zaczęłam kombinować, czy nie powinnam może zająć się czymś innym... Bo przecież marna ze mnie wokalistka, a chcąc grać dobrą muzykę, ciągle pod górkę... Zaczęłam szukać na nowo swojego miejsca w świecie, ale szamotałam się jak motyl w słoiku z podziurawioną nakrętką, której być może już nikt nigdy nie odkręci. Zaczęłam kombinować, co ja bym mogła jeszcze w życiu robić... Przecież pasji mam milion. Ale doszłam do tego, że ani szycie, które jest dla mnie dużą frajdą, nie jest dla mnie aż tak fascynujące jak bycie na scenie, ani PR czy Reklama, której uczyłam się na studiach nie dadzą mi tyle emocji. Nauka śpiewu spala mnie energetycznie, a praca w korpo z moim hipisowskim podejściem do życia totalnie odpada. W niczym poza śpiewaniem nie czuję się tak indywidualna i twórcza. I nic mnie aż tak nie uszczęśliwia... Ale przez chwilę w to wątpiłam, powiem szczerze... 

      Miałam wielkie szczęście, bo przedziwnym (znowu!) zbiegiem okoliczności, poznałam rewelacyjnych ludzi - coachów z zespołu Active Strategy - Anię Aftowicz i Wojtka Paździora. I zdecydowałam się na coaching z nimi... Wiedziałam, że aby ruszyć z miejsca, muszę coś zrobić, a alternatywą do coachingu była jedynie psychoterapia. Jednak wizja rozkładania "traum z dzieciństwa" na czynniki pierwsze na kozetce psychoterapeuty jakoś do mnie nie przemawiała. U mnie rozbijało się raczej o "zastój w karierze zawodowej" i brak pewności, w którą stronę dalej iść... Postawiłam na coaching i muszę szczerze powiedzieć, że jestem zachwycona!!! :)  Z zacięciem piszę o tym, bo myślę sobie, że jeśli choć jedna osoba, która "mnie przeczyta", zdecyduje się zainwestować w takie psychiczno-emocjonalne SPA i dozna takiego oczyszczenia, jakiego ja doznałam, układając sobie wiele kwestii w swojej głowie zupełnie od nowa, to warto rozszerzać i promować tego typu usługi. Dzięki pracy z Anią i Wojtkiem, a właściwie dzięki ich pomocy (bo nasze sesje odczuwałam bardziej jako rozmowę i pewnego rodzaju trening z przyjaciółmi), którzy świeżym spojrzeniem i swoim doświadczeniem i wiedzą chcą się ze mną dzielić, by odnaleźć we mnie to co najlepsze, zupełnie na nowo, świadomie i krok po kroku, poukładałam sobie siebie... Uświadomiłam sobie jakie są moje wartości, pasje i talenty i jak mogę je w swoim życiu ze sobą łączyć. Zaplanowałam sobie swoją mapę kariery i zwizualizowałam cele, jakie chcę w życiu osiągnąć. Nazwałam to, co wcześniej pozostawało nienazwane i tylko intuicyjne. Wyzbyłam się wszelkich metek i etykietek, które podstępem przez lata wdzierały się w moją podświadomość i rzucały spory cień na poczucie własnej wartości, utrudniając mi przy tym niewyobrażalnie podążanie w stronę rozwoju i samorealizacji, w stronę spełnienia i własnego szczęścia. Nie bez powodu mówi się, że naszymi największymi wrogami jesteśmy dla siebie my sami... Myślę, że wreszcie, mając 30 lat, zażegnałam tragiczny konflikt tego kim sama chcę być, a kim inni chcą bym była i moich wyobrażeń na ten temat. Że mam w końcu za sobą to poczucie, że podążając za własnym sercem i instynktem, przyniosę rozczarowanie komuś innemu. Pogodziłam się z tym, na co wpływu nie mam, a swoją energię postanowiłam skoncentrować na tym, co mnie buduje, a nie niszczy. I po raz pierwszy zaczynam doceniać samą siebie... Uczę się tego. Ale przede wszystkim wiem, że muszę budować siebie nie tylko w roli mamy... A dzięki temu będę jeszcze lepszą mamą ;) W kwestiach zawodowych znalazłam wreszcie świetnego partnera - mojego nowego managera, Marcina. Wierzę, że to, co już zaplanowaliśmy, wspólnie wcielimy w życie i że z moim cudnym zespołem zagramy wiele, wiele dobrych koncertów, promując nowy materiał. No! Tyle w mojej głowie zmian :) 

A na koniec zapraszam na koncert :) 
Co roku w okolicy Świąt Bożego Narodzenia gramy charytatywnie, więc i tym razem tradycja musi być podtrzymana. Już za niespełna dwa tygodnie zagramy we Wrocławiu akustycznie z moim gitarzystą, Bartkiem Miarką na rzecz podopiecznych fundacji "Mam Marzenie". Koncert odbędzie się w klubie Nietota na ul. Kazimierza Wielkiego 50 o godz. 18:00, a obok nas na scenie wystąpi także Lech Janerka, Tomasz Nitribitt czy zespół Me Myself and I. Zapraszam w imieniu nas wszystkich! :) 



Ps. Gdybyście też chcieli znaleźć Anię i Wojtka, to są tutaj: Active-strategy.com i tu: http://active-strategy.com/coaching-kariery/ i jeszcze tu Wojtek: https://pl.linkedin.com/in/wojciechpazdzior a tu Ania:https://pl.linkedin.com/in/aniaaftowicz 





5 komentarzy:

  1. Powodzenia Alu :)
    Kibicowałam w Idolu, kibicuję cały czas, jestem z Tobą całym sercem i najważniejsze, żebyś robiła to, co da Ci satysfakcję :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Alu doskonale CIe rozumiem, sama po urodzeniu Bartulka przewartościowałam swój świat. Nie wiem co ze sobą zrobić, po roku siedzenia w domu tak bardzo chce pomyslec o sobie, a jednocześnie jakoś nie potrafie, nie mam kiedy... Szukam czegoś, co znów porwie mnie w wir życia. I mysle o swoim biznesie, ale przy dziecku wszystko rozciąga sie w czasie... Buziak Aga

    OdpowiedzUsuń
  3. Aga, trzymam kciuki! Jedno jest pewne. Jak same się za to nie weźmiemy, to nikt tego za nas nie zrobi :) Plus jest taki, że macierzyństwo uczy organizacji. Wiem, że są dni, kiedy nic się nie da zrobić poza sprawami okołodzieciowymi, ugotowaniem czegoś i ogarnięciem chaty. A wieczorami pada się na pysk, albo na kanapie przed tv i sił już brak i ochoty na cokolwiek... Ale wiele kobiet pokazuje, że się da. Trzeba tylko przestać sobie pobłażać i zdecydować się na coś konkretnie, żeby wiedzieć, w jaką stronę iść. Znajomość konkretnego celu i wyznaczenie sobie planu działania, to chyba podstawa. Mocno mocno trzymam kciuki! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękny wpis! Taki emocjonalny i dojrzały. To bardzo ważne wiedzieć co chce się w życiu osiągnąć. Ja też jestem na etapie przemyśleń i już wiem,że w końcu zawalcze o siebie! Pozostaje tylko kwestia wyboru ścieżki. Tak trzeba, a prawda to wcale nie objawiona,że szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko :) Gdyby tylko jeszcze doba mogła się stanowczo wydłużyć,bo jakoś mam wrażenie,że w macierzyństwie się skraca, byłoby łatwiej :)
    P.S. Bardzo się cieszę,że jesteś teraz mieszkanką mojego miasta :) i bardzo podoba mi się muzyka,którą teraz wykonujesz :) Życzę wiele dobrego! Aneta

    OdpowiedzUsuń