26 wrz 2015

Sąsiad "Lewandowski"



       Nie pamiętam kiedy miałam tak porąbany dzień. Tymek śpi już od prawie 2h, a ze mnie zszedł cały stres gdy go kładłam do snu - o tak, mój maleńki mężczyzna działa lepiej niż hektolitry melisy :) Ale wierzcie mi, że dziś dosłownie wyglądałam jak te matki ze śmiesznych ilustracji, które jedną ręką trzymają niemowlę i psa na smyczy (tak, to nadal ta sama ręka), drugą ściągają garnek z pieca, z którego wylewa się barszcz (zaraz będą go zmywać z mebli i z podłogi i spierać z ciuchów swoich i dziecia), ramieniem trzymają telefon, a nogą otwierają szafkę, bo... bo coś tam. Zabrakło mi weny. Ale wiadomo o co chodzi. 
Zaczęło się od tego, że jakiś palant zajechał mi rano drogę. Z lewego pasa zjeżdżał na mój, bez kierunkowskazu. Serce miałam w gardle. Później było miło, bo zjadłyśmy z koleżanką śniadanie w Charlotte i kupiłam sobie coś ładnego z pięknej koronki. Ale po powrocie do domu, gdy wreszcie Tymulek zasnął (miałam czas, by pomóc koleżance przygotowywać ciacho i trufle daktylowe na jej jutrzejsze przyjęcie urodzinowe) i spał w wózeczku w ogródku, przy jego twarzy wylądowała piłka. WTF? Sąsiedzi grali w nogę w swoim ogrodzie, a bramkę ustawili tak, że piłki, które nie wpadają do niej, lecą do nas. Niestety, moim sąsiadem nie jest Lewandowski, a piłka zamiast do bramki poleciała do wózka z moim dzieckiem... Mały nawet się nie obudził, choć nie wiem jakim cudem, bo to była piłka do nogi, która spory kawałek musiała przelecieć, żeby wylądować w jego wózku. Natomiast sąsiad nawet nie przeprosił... Wydusił z siebie jedynie - "naprawdę?" A ja serce w gardle, czy Tymkowi nic się nie stało i jak to w ogóle możliwe, że ta piłka wpadła do wózka??!
Poza tym, Tymek ma fazę okazywania mi miłości poprzez gryzienie, ciągnięcie za włosy i wbijanie pazurków/szczypanie. Jeśli ten poziom subtelności wobec kobiet mu pozostanie, to już współczuję przyszłej jego partnerce... No, chyba, że znajdzie sobie jakąś sadomasochistkę, którą to będzie kręcić :P A najlepsze jest to, że gdy usiłuję zachować poważną minę i mu tłumaczę, że sprawia mi ból gdy tak robi, on zanosi się ze śmiechu... No i ręce opadają i sama się z siebie śmieję, taka pogryziona i obsrana (bo to dzisiejsza kropka nad i), siedząca na tej podłodze pełnej klocków, miseczek, balonów, które dogorywają jeszcze od Tymkowych urodzin... A! I jeszcze złapałam go dziś spadającego z łóżka, a wcześniej wylał na siebie całą wodę z miseczki Molly. 
A ja go i tak tak bardzo kocham... 
Bartek, wracaj już do domu... 

3 komentarze:

  1. Alusiu masz ślicznego synka! Ja tez mam takiego blondynka rocznego:) Mam straszny problem z jedzeniem mojego Malucha. W ogóle trafił nam sie taki niejadek. Alu, jesli możesz napisz co Tymus je, jak wygląda jego dzienny jadłospis.
    Pozdrawiamy Aga i mały Bartuś

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć Aga,

      Polecam Ci książkę "Moje dziecko nie chce jeść" - dostępna tutaj:
      http://aros.pl/ksiazka/moje-dziecko-nie-chce-jesc?gclid=CjwKEAjw1_KwBRDEz_WvncL4jGwSJAAEym0dtCGGyfw-A72atiYU7bC9Ov4etUrPZNjISRA50GJrXxoCDSPw_wcB

      oraz Bobas Lubi Wybór:
      http://aros.pl/ksiazka/bobas-lubi-wybor-2

      Mój Tymek gdy siadamy do stołu i jemy, je razem z nami. Staram się, żeby dostawał to samo, a on już się domaga od nas, jeśli zauważy, że mamy na swoich talerzach coś, czego on nie dostał. Ale nie wciskam mu jedzenia. Gdy mi sygnalizuje, że już czegoś nie chce jeść, odpuszczam.
      Nie jadł jeszcze miodu, orzechów, rzeczy mocno solonych i słodzonych, bo nie chcę mu dawać cukru, ale generalnie poza tym już większość tego co my jadamy kosztował. No i gotuję sama. Bardzo sporadycznie dostanie Hippa (są ekologiczne i nie mają skrobii modyfikowanej, jak np. G).
      Rano i wieczorem od niedawna dostaje kaszkę (daję mu kaszki Nominal - jaglaną, ryżową czy orkiszową, ale też płatki jaglane, ryżowe albo gryczane, gotowane na mlekach roślinnych). Późńiej jakieś owoce, lub drugie śniadanie z nami - to chyba jego najbardziej samodzielne jedzenie. Potem dostaje jakiś obiad głównie na bazie warzyw, dwa razy w tygodniu rybę i mięso (jagnięcinę, indyka, królika). Poza tym jest wciąż karmiony piersią na żądanie. Ja sama ciągle kombinuję, szukam i czytam, co i jak wybierać i przygotowywać, żeby było zdrowo. Masakra z tym jedzeniem jest, bo co byś nie zrobiła, to i tak masz z tyłu głowy, czy to wystarczające i dobre? Bo na pewno można lepiej... Nie? ;)

      Nie wiem, jak to u Was wygląda, ale mi te książki bardzo rozjaśniły temat. Uświadomiły, że dziecko jako istota społeczna chce nas naśladować i jeśli tylko damy mu możliwość, a nie będziemy niczego wymuszać, w swoim indywidualnym tempie zacznie jeść.
      A! Od początku nauki jedzenia Tymka staram się nie komentować jego wyborów, żeby nie stresować go dodatkowo przy tym jedzeniu. To chyba też ważne :)
      W listopadzie ma być w Wawie konferencja na temat żywienia dzieci, głównie na temat tendencji do ich przekarmiania... Gościem ma być autor tej pierwszej książki.
      Trzymam kciuki, żeby Bartuś chętniej poznawał nowe smaki, a Ty żebyś się nie stresowała tym jedzeniem. Sięgnij po te książki, bo wierzę, że Ci bardzo pomogą, o ile faktycznie, tak jak mam nadzieję, to bardziej Twoje typowo matczyne obawy, a nie rzeczywisty problem...
      Pozdrowienia dla Was! :)

      Usuń
  2. Bardzo dziękuje Kochana za komentarz. Z przyjemnością czytam Twojego bloga i czekam na kolejne wpisy. Dziękuję za polecone książki, na pewno je przeczytam. Bardzo mocno Was Ściskam!! Aga

    OdpowiedzUsuń