31 mar 2014

"cudowna bezsenność" to tylko w piosence

       Nie mogę spać... Od 4:00 walka z samą sobą. Obudziłam się ze łzami w oczach. Śniła mi się babcia... Nie lubię podejmowania tych daremnych kilkudziesięciu prób znalezienia takiej pozycji ułożenia ciała, która pozwoli mi się zapaść w sen, gdy on już się ze mną pożegnał na dobre, a moje ciało wbrew mojej woli już najchętniej zerwałoby się do działania. Żeby nie obudzić Bartka i Molly, która z poziomu nóg dziś przypełzła do mojej piersi, żeby się wtulić w swoją mamę jak na dzieciopsa przystało. Zastanawiam się, czy już się odezwać do mamy, czy jeszcze śpi... 5:55. Może już nie... Może już popija pierwszą mini kawkę w łóżku. Moja mama pije kawy wielkości espresso, ale o mocy (albo raczej niemocy) 1/5 latte. Kupiliśmy w święta ekspres do kawy, ale po zachłyśnięciu się (niedosłownym) kawami z ekspresu, zapragnęłam najbardziej syfiastej (choć niby jednej z najlepszych) kawy rozpuszczalnej. Zaraz sobie zrobię i wypiję zdrowie Moniki Jaworskiej, która już pewnie jedzie do pracy. Radio Ram już u mnie gra, więc pewnie niebawem usłyszą Monię i zrobi mi się raźniej, że nie jestem samotną bezsenną o tym poranku... Ale mi za to nie płacą :P O! I wykrakałam. Już się przywitała ze mną i innymi mieszkańcami Wrocławia i okolic i przypomniała mi, że dziś 1 kwietnia :) Ale to nie był wkręt. Nie dajcie się dzisiaj zrobić w balona! :) Miłego dnia!

12 mar 2014

Nagrywamy płytę!!! :)

      Dziś trzeci dzień nagrań mojej trzeciej w dorobku płyty, która będzie sygnowana moim nazwiskiem, a drugiej z autorskimi pieśniami. Jesteśmy z moim zespołem w Lubrzy, w studiu RecPublica. Najlepsze studio w jakim w życiu byłam! Nie tylko temu, że zostało zaprojektowane przez inżyniera dźwięku, który pracował w legendarnym Abbey Road Studio i jest świetnie wyposażone, ale również temu, że mieści się w budynku starego młyna, na bardzo spokojnej wsi, co pozwala nam się totalnie oderwać od naszej codzienności i popłynąć w muzykę. Najważniejszy jednak element, który sprawia, że jakiekolwiek miejsce ma w sobie tę wyjątkową, dobrą energię, to ludzie. Wspaniali właściciele - Karolina z Maćkiem, Pani Irenka, która dba o nas jak najukochańsza Ciocia i Wolly oraz Michał - dzięki Nim chętnie tu wracamy i wracać będziemy zawsze! Tworzą dla nas tak komfortowe, idealne warunki do pracy, że nie jestem w stanie wyobrazić sobie lepszych... :) Jestem im wszystkim za to ogromnie wdzięczna.


       Lada moment pokażę Wam więcej fotek lepszej jakości niż te moje przeróbki iPhonowe przy marnym oświetleniu :P Ale najważniejsze są tu nie obrazy, a dźwięki :) Cieszę się jak dzieciak,  bo udało nam się nagrać bardzo stylową płytę, na której jest dokładnie połowa piosenek z polskimi tekstami :) Na "Vintage" był jeden utwór szczególnie dla mnie ważny. Piosenka "Nie tak", w której przepiękne solo zagrał Adam Bałdych. Pamiętam moment niesamowitego poruszenia, gdy Łukasz zagrał pierwszy raz na fortepianie ten utwór, a ja pierwszy raz go śpiewałam. Na tę nową płytę mieliśmy przygotowany jeden kawałek, który nie pasował klimatem do całej reszty (historia identyczna jak ta sprzed 2 lat i "Nie tak"), ale ponieważ tekst tej piosenki jest dla mnie wyjątkowo ważny i bardzo osobisty, postanowiliśmy z chłopakami spróbować podejść do niego zupełnie na nowo. Bartek, mój mąż, który jest współtwórcą i producentem wszystkich piosenek, zaproponował, żebyśmy go zagrali jako wolny blues. To był jeden z najlepszych pomysłów wszech czasów :) Proszę Państwa! Łukasz Damrych, Adam Kabaciński, Bartek Miarka i Bartek Niebielecki - moja ekipa masakratorów! :) Zagrali tak pięknie, że nie znajdę słów, które Wam to zobrazują. Po prostu mam nadzieję, że nie będziecie musieli (ani ja :P) długo czekać, aż to usłyszycie. Płyta jest raczej bardzo energetyczna, zakorzeniona w dźwiękach lat 60-tych, bo to nas inspirowało przy tworzeniu piosenek, ale dzięki niesamowitej muzykalności i wirtuozerii wymienionych powyżej Panów, będzie to myślę bardzo zacny krążek :) Po powrocie do domu prędko zabieramy się (pomiędzy koncertami) do nagrywania dęciaków i chórów. Lecę na obiad, bo chyba właśnie nasz kolega filmowiec przyjechał z kateringiem, coś mi się zdaje... :)