29 wrz 2014

refleksja / Carlos Johnson & HooDoo Band


       Zapominam, że nie jestem anonimowa. Jestem mamą dopiero od 2 tygodni, a mówienie o kupach i karmieniu już stało się dla mnie czymś normalnym. Wyimaginowałam sobie, że odbiorcami mojego bloga są osoby, które czują podobnie i przeżywają nieraz podobne rzeczy, więc spontanicznie podzieliłam się czymś, co okazało się na tyle atrakcyjne, że na portalach plotkarskich można dziś przeczytać o moich piersiach i moim mleku - a to powinno interesować tylko i wyłącznie mojego syna. Jak znaleźć środek w pisaniu bloga? Jak cedzić informacje, żeby pisać z serca i prawdziwie, a jednocześnie, żeby zachować prywatność? Nie wiem, czy tak się da...

      Trzy dni temu rozmawialiśmy na Skypie z Carlosem Johnsonem, naszym przyjacielem zza oceanu, który ogromne się ucieszył widząc Tymka. Carlos jest fantastycznym gitarzystą i wokalistą. Był dwukrotnie nominowany do nagrody Grammy. Jest też laureatem Fryderyka za płytę koncertową, na której gra również mój mąż :) Każdy jego pobyt w Polsce jest dla nas wielkim przeżyciem, bo to to nie tylko wspaniały muzyk, ale również wyjątkowy człowiek, którego uwielbiamy.
17go i 19go października Carlos zagra z towarzyszeniem HooDoo dwa koncerty w Polsce, więc już na niego czekamy :) Nagraliśmy z nim wspólną płytę jako Carlos Johnson & HooDoo Band, nad której produkcją właśnie Bartek zaczął pracować. Zajmie to pewnie jeszcze trochę czasu zanim będzie gotowa i ukaże się w sklepach, ale już udostępniliśmy pierwszy singiel, więc z dumą się nim z Wami dzielę :)

If You Want Me To Stay/Family Afair

   

27 wrz 2014

Tymuś, nasz synuś

       No i jest... :) Noszony pod serduchem przez 38 tygodni, wreszcie się urodził :) Niemożliwym jest dobranie słów, które zdołają wyrazić naszą radość. Tymek jest dla nas cudem! :) Najważniejsze, że zdrowy. Opowieści o porodzie cc i rekonwalescencji pozostawię dla siebie i swoich bliskich, ale powiem Wam, że wyobrażenie a rzeczywistość znów okazały się rozbieżne. Miałam wielkie szczęście, że byłam pod opieką znakomitych lekarzy i wspaniałych Pań położnych w Szpitalu Klinicznym na Chałubińskiego we Wrocławiu. Szpital jest stary i wymaga remontu, ale miejsca tworzą ludzie, a ekipa pod przywództwem Pani prof. Lidii Hirnle zapewniła nam najlepszą opiekę, jaką mogłam sobie wyobrazić. Będę za to dozgonnie wdzięczna. No i nie ma bata - ten tydzień z życia zapamiętam na zawsze... 

      Jedynym moim problemem (poza psychiką, szalejącą pod wpływem zmian hormonalnych) była laktacja. I choć naczytałam się sporo również na ten temat, a i rozmów z koleżankami-mamami nie brakowało, to padliśmy z Tymkiem ofiarami dokarmiania mlekiem modyfikowanym i płaczu po nocach (mojego, nie Tymcia), podczas walki z laktatorem. Na szczęście już w pt. (czyli 4go dnia po urodzeniu maleństwa) wróciliśmy do domu, a tutaj, ze wsparciem mojego Bartka i z pomocą moich rodziców, stworzyliśmy bezpieczną i przyjazną przestrzeń, w której z przerażonej i zestresowanej, rozhisteryzowanej matki, zaczęłam się zmieniać w spokojniejszą i pewniejszą siebie mamę, opływającą miłością i dużą, dużą ilością mleka... Maleńki pięknie przybiera na wadze (wczoraj Pani położna laktacyjna piała z zachwytu, a ja jeszcze bardziej!) i zrobił się mniej żółty. Ja już wiem jak go "ogarnąć", bo z początku wzięcie na ręce tego maleństwa, ważącego 2,5kg było dla mnie ogromnym stresem. Generalnie, uczymy się siebie i sprawia nam to wieeeeeelką radość - a przynajmniej mi, bo mały jeszcze ma czas na wyrobienie sobie na ten temat zdania :) Miło by było móc się bardziej wyspać, ale pobudka co 3 lub 4h to nie tragedia, więc nie marudzę. Tym bardziej, że widok i zapach niemowlęcia, własnego dzieciątka, które czując Twoją obecność uspokaja się i dosłownie przykleja do Twojego ciała, wydając przy tym najrozkoszniejsze dźwięki na świecie... Coś wspaniałego!!! :) 

       Wczoraj wieczorem pierwszy raz od 12 dni otworzyłam laptopa, wiec chyba wracam do świata żywych :)  



      

8 wrz 2014

ostatni koncert i ostatni miesiąc ciąży...

      Melduję się znów po długiej abstynencji od blogowania. Czuję się jak wieloryb wyrzucony na brzeg oceanu i nawet z laptopem przy stole siadać mi się nie chce, a na kolanach już niewygodnie go trzymać, bo brzuch zdominował całą przestrzeń i zaczęło być mi z nim mega niewygodnie... Kocham Cię brzucholu, ale już mi ciążysz... Kiedy siedzę, żebra wbijają mi się w brzuch. Opis odczuwania dolnej jego części pozostawię dla siebie, ale możecie sobie wyobrazić... Więc odliczam czas do powitania na świecie mojego maleństwa, którego póki co nie jestem sobie w stanie wyobrazić... W ogóle nie potrafię wyobrazić sobie tego, że już za kilkanaście dni (o ile mały nie postanowi inaczej) będę mamą maleńkiego chłopczyka... :) Tego samego, który w tym momencie z prawej str brzucha wypycha mi stopę, próbując chyba wykopać dziurę w moim brzuchu, bo już mu tam bardzo ciasno... Jestem przerażona i podekscytowana jednocześnie. Torby do szpitala spakowane. Ciekawe też, jak to będzie z odzyskiwaniem formy i wagi po porodzie... Kiedy się siebie nawzajem nauczymy i poczujemy się ze sobą pewniej? Boję się, że mimo tego, że zawsze byłam "super ciocią" i mimo super przygotowania teoretycznego, będę panikować na początku... Zastanawiam się jak damy sobie radę, jak będzie wglądało nasze życie... Bo to już, za moment... AAAAAAAAAA!!!!!

      Jeśli chodzi o granie, to mam ambitny plan zagrać z HooDoo już pod koniec listopada, bo będziemy występować na jednej scenie z moją ukochaną Edytą Bartosiewicz i genialnym Fismollem :) Dwa tygodnie temu zagraliśmy ostatni mój koncert w "dwupaku" i myślę sobie, że mały będzie miał niezłą pamiątkę jak podrośnie, jak to matka na początku 9go miesiąca wywijała na scenie w Pszczynie :) Stresowałam się, bo szczególnie mi zależało, żeby w rodzinnej miejscowości wszystko wypadło idealnie, a moi muzycy nie dojechali na próbę, więc mieliśmy utrudniony początek koncertu, ale dzięki profesjonalnej ekipie z jaką pracuję, wszystko się udało. Zagraliśmy dla około 7tys. osób. Materiał nie był najłatwiejszy, a przede wszystkim "obcy" dla publiczności, ale opinie po koncercie są bardzo dobre, więc ogromnie się cieszę. 
Aktualnie występy HooDoo już są bez mojego udziału. Jeździ za mnie Natali Lubrano lub Marta Kołodziejczyk, a ja w tym czasie piorę i prasuję "ubranka dla lalek" ;) Rozmiar 50 mnie rozbraja! :) Przykro mi, że nie mogę już występować, ale... no nie mogę :P Po koncercie w Pszczynie byłam bardzo osłabiona, więc już wrzucam na luz i powtarzam sobie hasło mojego męża - Alka, ochłoń! ;)





     Kilka dni temu nagrałam chórki do piosenki Carlosa Johnsona & HooDoo Band'u. Będziemy ją niebawem wypuszczać, bo Carlos przylatuje do Polski na kilka koncertów w październiku. Już zobaczy małego... :) 


Ps. A sukienkę taką piękną mam od cudnej kobiety, projektantki - Dominiki Młyńczak, tworzącej markę Ottaviano :)