14 sie 2014

Im więcej wiesz, tym bardziej nie wiesz...

       I tak jest chyba ze wszystkim, bo im głębiej wchodzisz w dane zagadnienie, tym bardziej dostrzegasz jego złożoność, a zarazem uzmysławiasz sobie swoją małość... Czyli najlepiej być mentalną blondynką. Wtedy niczym się nie przejmujesz... ;) Ale do rzeczy.

Myślę, że ciąża... Ba! Że rodzicielstwo to najwyższy lewel skomplikowania ze wszystkich możliwych. Gdy tylko zobaczyłam dwie krechy na teście, zaczęłam szukać i czytać i szukać i znowu czytać, bo myślałam, że jak się dowiem chociaż w teorii większości tego co powinnam wiedzieć, to będę spokojniejsza... I tak się kształcąc poprzez czytanie książek i blogów tematycznych oraz artykułów, a także chodząc do szkoły rodzenia, około szóstego miesiąca ciąży poczułam się maleńka, bezbronna i zdezorientowana jak Prosiaczek z "Kubusia Puchatka". Bo tego wszystkiego jest za dużo... Weryfikując przez ostatnie tygodnie wyczytane informacje z doświadczeniami młodych mam, które znam, już dziś mam przekonanie, że jakaś połowa z tych wszystkich "potrzebnych rzeczy", które koniecznie trzeba mieć gdy bobas się urodzi, to pic na wodę fotomontaż (jak to się mawiało za czasów mojej podstawówki). Na szczęście od początku miała postanowienie, że nie czytam nic o chorobach. Znam jednak dziewczyny, które z racji swoich studiów, a dziś już wykonywanego zawodu, miały przez cały okres ciąży w głowie wszystkie możliwe choroby, które przypisywały swoim jeszcze nienarodzony wówczas dzieciom. Mówiąc kolokwialnie - za dużo wiedziały i przez to się niepotrzebnie stresowały.

       Machina konsumpcjonizmu w kategorii "dziecko" to baaardzo poważny zawodnik... Buszując po stronach z akcesoriami dla ciężarówek i dla dzieci, można łatwo wpaść najpierw w osłupienie, że istnieje tak wiele przeróżnych urządzeń o dziwacznym zastosowaniu (a czasami jeszcze dziwaczniejszych nazwach), o których nie miało się bladego pojęcia, że istnieją, a następnie w paranoję, bo nie wiadomo co jest nam rzeczywiście potrzebne. No a jak można czegoś odmówić własnemu dziecku? Sobie można, ale własnemu dziecku? Ototo... Producenci i marketingowcy doskonale o tym wiedzą. Ponoć najbardziej kasowym, zaraz za rynkiem pornograficznym, jest właśnie rynek dziecięcy (i tak jak w życiu, nie jest to przypadkowa kolejność ;)).

       Ot, taka szybka refleksja ciężAlki po północy...


Ps. Zgaga wróciła. Franca. Ponoć najlepsze migdały albo mleko. Mama dawała mi jeszcze sałatę, ale jedząc same liście czułam się jak królik (bynajmniej nie playboy'a). Ostatnio chlałam w środku nocy mleczko do kawy, skondensowane, które pamiętam jeszcze z imprez domowych u moich dziadków. Babcia nalewała mi trochę takiego mleka do szklanej literatki i sączyłam je jakby to był jakiś boski napar. Uwielbiałam jego smak. To był taki rarytas dla mnie w tamtych czasach, bo moi rodzice nigdy go nie kupowali. Teraz sama kupuję je do kawy (to jedno z moich nielicznych "przestępstw" żywieniowych). Ale dziś mam turbo moc zwalczania zgagi pt. mleko migdałowe. To moja nowa broń z podwójną siła :) A masz Ty paląca zołzo!


7 komentarzy:

  1. Przypomina mi się cytat z którejś książki Terrego Pratchetta: "macierzyństwo jest całkiem proste, nawet koty sobie z nim radzą"... jasne że świat kotów jest trochę prostszy, ale jednak ludzie lubią przekombinowywać:) Co do machiny konsumpcjonizmu, to zawsze przy zakupach myślę chociażby o moich rodzicach, którzy dali radę wychować czwórkę dzieci w PRL'u, czyli bez tych wszystkich "niezbędnych" gadżetów; a my całkiem nieźle radzimy sobie w życiu chociaż nie byliśmy w prywatnym przedszkolu z językiem angielskim (ostatnio w pracy a propos tych przedszkoli słyszałam dokładnie to co napisałaś - "na dziecku nie ma co oszczędzać"..) Cieszę się że ktoś to widzi podobnie, bo już się zastanawiałam czy ja jakaś dziwna nie jestem:) pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj nieee, nie jesteś dziwna! :) Albo nas dziwaków jest więcej ;) haha
      Faktycznie, nasi rodzice nie mieli nawet 1/3 tego co teraz my mamy, a dawali radę. Ale życie też wyglądało inaczej. Świat tak nie pędził. Myślę sobie, że sztuką jest zachować rozsądek i z tych udogodnień wybierać to, co przydatne, a jednocześnie mądrze odrzucać to, co nie dobre (zaraz mam w głowie słoiki, którymi niektóre mamy codziennie karmią swoje dzieci, bo tak jest łatwiej... wrrrr)
      A! Cytat z kotką i macierzyństwem... piękny :)))

      Usuń
  2. kochana, Rennie, rewelacja,w ciąży można, ssałam na potęgę gdy już mleczko nie pomagało :(( a co do ''dziecięcych gadżetów'', po pierwsze trzeba odpowiedzieć sobie na pyt, po co? czy dziecko/ja może się bez tego obejść, czy warto wydawać tyle kasy na to wszystko? np taki bzdet jak urzadzenie ktore 'mowi' jak rozpoznac płacz dziecka, no katastrofa!! powodzenia, trzymam kciuki, i jako mama dwóch synków (chłopaki rulezz ;)) podpowiadam - kobieca intuicja, zastępuje niejeden gadżet, poza tym mamy taka dostępność, że lepiej z niektóymi rzeczami poczekać na przyjscie dziecka, potem w razie potrzeby wszystko można kupić w mgnieniu oka. kiedys nie bylo nic i jakos mamy dwały rade, mówie o tych wyimaginowanych gadżetach of course :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale na ulotce "Rennie" jest info, żeby nie brać w czasie ciąży, bo sprawdzałam niedawno... Choć moja sąsiadka, która ma miesięcznego szkraba, też brała i polecała. Ja mam taki glutowaty syrop w razie czego, ale to mleko daje radę. No i już wiem też po jakich produktach mam największą zgagę, więc uważam bardziej po ostatnich zgagowych atakach ;) Z tymi gadżetami to dokładnie jak piszesz, istne szaleństwo. A przecież istnieje intuicja, instynkt macierzyński... Ale producenci potrfią wmówić spanikowanym i zabieganym ludziom wszystko. Trzeba zachować rozsądek, żeby nie stracić fortuny i nie zawalić sobie domu stertą niepotrzebnych pierdół :) Yeah!
      Pozdrawiamy!!!!!!!!! :)

      Usuń
  3. Ala, jak skompletowałaś ubranka dla dzidziusia? Ja nie mam pojęcia ile czego mam kupić, na forach mnóstwo opinii, nie chce kupować niepotrzebnych rzeczy. Jaki rozmiar tych ubranek.?Mam wrażenie że dla dziewczynek jest ogromny wybór, dla chłopców o wiele mniejszy. Dla synka kupiłam kilka sztuk, ale jak wróciłam do domu, zdałam sobie sprawe ze wszystko w niebieskim kolorze i nagle dostałam awersji do niebieskiego:/.
    Pozdrawiam, Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam sporo unisexów po mojej 2-letniej siostrzenicy :) Ostatnio zaszalałam na wyprzedaży w Mothercare. Sporo prezentów ciuszkowych dostajemy też od przyjaciół i znajomych. Moje maleństwo jestem pewna, że będzie prawdziwym maleństwem, więc póki co w torbie do szpitala spakowane są ubranka na 50 :) 3 piżamki, 3 bodziaki i do tego spodenki i bluzeczki. Łapki niedrapki, czapeczki i skarpetki (wszystko x3). Jak trzeba będzie więcej, to tatuś dowiezie czyste, a brudne zabierze do domu. A tak ogólnie, to wydaje mi się, że nie ma co szaleć, bo dzieci szybko rosną, a "w trakcie użytkowania" jak się okaże, że czegoś brakuje, to w dzisiejszych czasach to nie problem dokupić wszystko od ręki. A! W Tesco są z bardzo fajnej bawełny rzeczy na maluszki! Już je prałam i te bardzo ładnie po praniu wyglądają i są przyjemne w dotyku :)

      Usuń
  4. "wiem, że nic nie wiem" to stare stwierdzenie;) Jeszcze kilkadziesiąt lat temu poród, to była 'rosyjska ruletka', zarówno dla matki, jak i dziecka. Dziś z porodem jak że ślubem-co chcesz, to masz. Młody rodzic dba o dziecko aż do przesady i wszystko dlań zrobi. Z czasem zwykle to mija i dopiero tu zaczyna sie problem, bo zranione dziecko krwawi dopiero jako dorosłe. Myślę, że dobrze od początku uczyć sie pedagogiki, by nie przekazać wpojonych przez własnych rodziców treści. Każda rodzina jest dysfunkcyjna, trzeba minimalizować ryzyko póki czas;)

    OdpowiedzUsuń